Wednesday 27 April 2022

Mantra

Wołyń vs. polsko-katolicki kolonializm? Gorszy był Bandera czy Piłsudski?
Tak, to ciekawe kwestie historyczne, o których chętnie porozmawiamy z braćmi i siostrami z Ukrainy. Na popijawie po wycofaniu się wojsk rosyjskich z .ua albo chociaż z okazji pogrzebu Putina.

Monday 25 April 2022

Historia to jeszcze nie feminizm

Brak opisu. 

Kiedy zobaczyłam coś takiego na kursie, nie wytrzymałam i skomentowałam pierwsze zdanie:

Please notice that the % domination of white male programmers / IT specialists is not an "ever since" situation but rather a trend started in the 80s. Back in the 70s the % of female IT workers was significant, both in Europe and in the US.

W sumie kurs OSS nie wymaga objaśniania, że ludzie są równi. Ale jak już prowadzący w to wchodzi, to niech nie tworzy fałszywego obrazu. Ze slajdu można wyczytać, że dopiero wczoraj światli mężowie wpuścili kobiety do IT, bo przedtem to tylko Lovelace i Hopper, a reszta niewiast siedziała i wyszywała...

Saturday 16 April 2022

Na Głównym

Postanowiłam spisać historie z wolontariatu na Głównym we Wro, póki pamiętam, ale tylko te pozytywne (bo świat i tak się zrobił mroczny).

 

Przepustka

Pomagałam kupić bilety do Niemiec jednemu panu z rodziną. W drodze do kasy pan zagaja: No i tak... Zakład pracy cały porozwalany, tylko przepustka została. I wyciąga przepustkę. Do zakładu. ANTONOWA. Robię Ooooo, na co pan pokazuje trochę zdjęć w telefonie. Potem stoimy w kolejce po bilety, a pan pokazuje na strop hali Głównego i mówi: o, we Mrji to akurat tak wysoko było. Robię OOOOO. Pan dodaje: Jak stała, to graliśmy w niej z chłopakami w piłkę.

 

Misza-Wołodia

Przyjechała z Charkowa zmęczona, ale dość pogodna pani z lekko nadaktywnym 8-letnim synkiem Aloszą, w drodze do Czech. Pani miała plecak, Alosza miał plecak, oprócz tego torba z rzeczami i torba z jedzeniem. Alosza poruszał się w trybie Diabła Tasmańskiego, więc - mając akurat trochę wolnego - pomagałam pani przejść przez sprawdzanie połączeń, kasę biletową, SIM-y, toaletę i punkt żywieniowy bez zgubienia potomka. Już na pierwszym etapie inny wolontariusz, w najlepszej wierze, obdarował Aloszę cirka 40-centymetrowym pluszowym niedźwiedziem. Zobaczyłam rozpacz w oczach pogodnej pani, ale było za późno: Aloszka nazwał pluszaka Wołodia i stanowczo zażądał zabrania w dalszą drogę. Na wszystkich kolejnych etapach przez dworzec (dziecko, plecak, plecak, torba, torba, pluszak) powtarzał się dialog (dla niegoworiaszczych: w rosyjskim "miś" i "Michałek" to to samo słowo "m|Misza"):

Mama: Alosz! Wozmi miszu!

Alosza: Mam! Eto nie Misza, eto Wołodia!!!


York w stresie

Najciekawszym bodaj zadaniem było znalezienie magazynie w ciągu 10 minut (tyle zostało do odjazdu pociągu) mokrej karmy dla yorka, ale nie z kurczakiem, bo uczulony.

York przywieziony z głębi Ukrainy odmawiał (zapewne z powodu stresu) jedzenia karmy suchej. Właścicielce został do przejechania już tylko jeden etap po Polsce, no i szkoda by było, żeby zwierzak nie przetrzymał... Opuściła Wrocław z psem, trzema saszetkami i dwoma puszkami, więc mam nadzieję, że york dał radę.


Gdzie jest ładnie?

Jednym z przyjemniejszych pytań było: gdzie jest u was najładniej? Kilka razy osoby, które miały pół dnia czekać na pociąg, postanowiły zrobić spacer po Wrocławiu i zobaczyć Rynek tudzież Ostrów Tumski. Kiedy pokazałam im trasę i tramwaje, w rewanżu zapraszały zwiedzić Kijów/Charków/Mariupol. Jak posprzątamy... <3

 

Daj wędkę...

Może miałam takie szczęście, ale wszystkie dotąd spotkanie na dworcu osoby prosiły wolontariuszy o absolutne minimum tego, co im niezbędne. Kiedy dostały bezpłatne bilety / kartę SIM / miejsce do przenocowania / informację dokąd po PESEL / talerz zupy czy kubek kawy, uprzejmie dziękowały i mówiły, że dalej poradzą sobie same.

 

...a dostaniesz gitarę

Pewien pan ze Lwowa, w drodze do Bolesławca, oddał mi nową, miesiąc temu kupioną gitarę i stanowczo potwierdził, że nie będzie chciał jej z powrotem.


Co to jest???

Jedna pani poprosiła mnie o pomoc, bo owszem dostała darmową polską kartę SIM, ale nie umiała jej włożyć w telefon. Popatrzyłam na telefon i o matko, co to jest, gdzie go się w ogóle otwiera? Pani uśmiechnęła się przepraszająco  ("zawsze syn to robił"), więc powlokłam ją do kantorka Teletorium. Odczekałyśmy chwilę w kolejce, potem wyjaśniłam panu serwisantowi problem, pani podała telefon i SIM-a, pan wziął telefon i... "Co to jest???"

Ale w końcu otworzył i wymienił.


Do burzówki!

O ile dworzec PKP jest - a piszę to w drugim miesiącu wojny i migracji - ogarnięty niesamowicie (tablice w 95% wyświetlają wszystko włącznie z pociągami specjalnymi, toalety są darmowe i czyste, kasy całodobowo robią co mogą mimo bariery językowej, informacja takoż, SOK i policja współpracują z wolontariuszami i pomagają uchodźcom), o tyle dworzec autobusowy po drugiej stronie ulicy to inny świat. Na tablicach odjazdów są niektóre linie, innych nie ma w ogóle, jeszcze inne pojawiają się tylko z nazwą przewoźnika - kierunek trzeba sobie wysłuchać z megafonu (Na stanowisko 8 podstawia się autobus numer 10. Na stanowisko 8 podstawia się autobus numer 10, kurs do DiGHHHHrfu). Nadmienię, że chodzi o tablice elektroniczne, a nie ryte w kamieniu. Toalety są na żeton, żeton za 2 zł w kasie, chyba że jesteś uchodźcą, to dostaniesz na paszport, ale tylko do 22. Albowiem po 22 na dworcu nie działa NIC poza jednym panem ochroniarzem, którego szczerze podziwiam: udziela informacji, otwiera WC (tylko dla niepełnosprawnych i matek z dziećmi), pilnuje porządku na ile może. I nie jest to kwestia migracji ani wojny, bo jest tam tak samo od paru lat, tylko teraz bardziej rzuca się w oczy.

A zatem, kiedy znaleźliśmy się z trojgiem młodych wolontariuszy jako obsługa punktu dla uchodźców, to pojawił się dylemat, gdzie wylewać resztki herbaty i kawy: stać w kolejce po żeton i bez sensu blokować kasę tudzież WC czy do burzówki przed Wroclavią? Wygrała opcja 2, a procedura sprawdziła się przy sprzątaniu "wydawki" i usuwaniu butelek z niedopitą wodą. Do burzówki. XIX wiek dzwonił i prosił pozdrowić stolicę Dolnego Śląska!