Tuesday 7 December 2021

Grzeszne myśli

Dziś z cyklu "grzeszne myśli Bartnickiej", bo grzeszę okropnie zawiścią za każdym razem, kiedy idę przez miasteczko przed południem, z siatami zakupów względnie z małymi dziećmi (z takimi bardzo małymi dziećmi już nie, już nie, uff, już nie!!!), i spotykam panów w wieku produkcyjnym, którzy nie targają ani zakupów, ani dzieci, ani piły tarczowej, drabiny względnie młota pneumatycznego, ani wiadra zaprawy, ani kosy, ani topora, ani żadnej rzeczy, która jego jest - są natomiast na lekkiej bani i w ogóle korzystają z uroków stanu. Może nie całkiem rycerskiego, ale też wyjebanego w kosmos. 

No więc dzisiaj byli dwaj, w wieku plus minus moim, może nawet młodsi, ale tak gorliwie zajęci przechodzeniem z etapu "młody wirażka" na etap "stary menel", że efekty są zauważalne i w pewnym sensie ponadczasowe. Wyszli z Żabki, jeden żwawo, acz wężykiem, drugi wolniej. I temu drugiemu - plask! - wyleciał portfel, czego on nie zauważył, bo był zajętym gorliwo-bełkotliwym nawoływaniem ANDŻEJ! ANDŻEJ!!! ANDŻEJ!!! i gonieniem pierwszego. Przez moment się zastanawiałam, czy na pewno chcę zawierać znajomość z (prawdopodobnie) rówieśnikami, ale szczątkowa przyzwoitość wygrała i huknęłam: WYPADŁO COŚ PANU! (tonem srogim a ponurym, żeby z jednej strony przebić się z informacją do żywego jeszcze aksonu, a z drugiej - stłumić w zarodku ewentualny pomysł zawarcia miłej znajomości). Pan drugi zawinął się w miejscu, spojrzał na mnie nieprzytomnie, zatoczył się z powrotem pod Żabkę i podniósł dobro, przytrzymując puszki w kieszeniach. Po czym zakłusował za kolegą, który - dogoniony i pyrgnięty w plecy, aż zabrzęczał jego kontyngent puszek - odbulgotał WIESIU, ALE JA SŁUCHAWKI W USZACH MAM!

Obserwuję, iż za moich czasów menele nie nosili słuchawek.

Tuesday 23 November 2021

Burdlu krocz za mną

Jestem chaosem. Jeśli znasz mnie jako osobę uporządkowaną i porządkującą wszystko naokoło, by nie rzec upierdliwą (ktoś powiedział, że jestem jak NKWD), to wiedz, że jest to tylko powłoka, w której kłębi się chaos pod ciśnieniem. Nie widzisz mnie, kiedy daję chaosowi rządzić - na przykład jeśli mieszkam sama w hotelu, to mam w pokoju burdel tak wielki, jak długi jest pobyt; codziennie rzucam wszelkie rzeczy tam, gdzie mi akurat wypadnie, a jak ma być sprzątane, to zgarniam je na kupy. W codziennym gęstym i wieloosobowym życiu zmuszam się (tak, niestety, to jest to słowo) do procedur, które wyglądają na obsesyjne - rzecz w tym, że słabsza powłoka nie wytrzymałaby ciśnienia. A kiedy poluzuję, to robi się tak, że na przykład wyniki badań odkładam w cztery różne miejsca, oczywiście te wyniki, które wydrukowałam, bo niektóre są na dysku w katalogu "wyniki", inne w downloadach, a jeszcze inne tylko na koncie w Diagnostyce, do którego nie mam hasła. Tą metodą na wizytę lekarską swoją i dzieci zbierałam kwity przez półtorej godziny. To już wolę trzymać się procedur.

Friday 12 November 2021

Ale o co chodzi

W pamiętnym roku 2020 zostajesz - haha - wykładowcą na Wyższej Uczelni, dalej zwanej WÓ. Najs. Nieco mniej najs jest ich standardowa umowa, w której jest parę punktów nie do przyjęcia, np. przeniesienie na WÓ praw autorskich do materiałów, z których szkolisz, i prawo WÓ do wykorzystania tudzież zmieniania tych materiałów w sposób dowolny. No to negocjujesz. Trwa to trochę, ale się udaje - podpisujesz umowę ze zmianami. Prowadzisz zajęcia przez rok 2020/2021. Płacą, jest OK.

Przychodzi rok 2021. Tadam, jest nowy komplet studentów, startujemy! WÓ pyta, czy chcesz taką umowę jak w ubiegłym roku. Doceniasz troskę, dziękujesz, chcesz. Przysyłają umowę. Starą, bez Twoich zmian. Piszesz, że pomyłka, załączasz skan z ubiegłego roku. Pani z sekretariatu obiecuje wyjaśnić w kadrach. Wtf. Czekasz. Dzwoni jakaś inna pani i informuje, że to ich umowa standardowa. Mówisz, że wiesz, dlatego właśnie w ubiegłym roku negocjowałaś i miałaś inną umowę. No to czy możesz jej przysłać na czerwono zmiany? WTF. Mówisz, że nie będziesz za nich wykonywać pracy sekretarskiej; przez telefon wskazujesz, które paragrafy były poprawiane. Pani się nieco fąfra, ale obiecuje poprawić. Niezadługo pani z sekretariatu przysyła umowę - tym razem dobrą, tadam! Drukujesz, podpisujesz, skanujesz, odsyłasz w załączniku. Procedura WÓ zakłada jednak, że muszą Ci też dostarczyć umowę na papierze pocztą, Ty masz podpisać i takąż pocztą odesłać. Przychodzi polecony. Zawiera wydruk umowy. Starej. Piszesz do pani z sekretariatu WÓ, że nie jest dobrze. Ona odpowiada, że masz odesłać pocztą starą umowę, to Ci przyślą nową. Odpowiadasz, że sorry, ale wrzuciłaś już do niszczarki. 

EDIT: przysłali nową umowę, podpisałam, odesłałam, zapłacili. Uff.

Saturday 6 November 2021

Wracajcie

Z cyklu opowieści moich ciotek - dziś wspomnienie (przyszywanej) ciotki Maliny o tym, jak umierała jej babcia. Historia zabawna podwójnie, bo usłyszałam ją na wakacjach w hacjendzie ciotki na Warmii, gdzie rzeczona ciotka goniła wszystkich niesamowicie wręcz do pracy, a opowiedziała z całą powagą - i aktorskim biglem - jako wspomnienie ze swej szlacheckiej rodziny, raczej nieświadoma ani dziedziczności, ani wynikającego zeń komizmu. Nadmienię, że ciotka żyje, bo to długowieczna rodzina.

Rzecz dzieje się - przed wojną, rzecz jasna - w majątku gdzieś bodaj na Lubelszczyźnie. Wiekowa seniorka rodu, dama elegancka, acz surowa i trzymająca żelazną ręką tak rodzinę, jak i służbę względnie pracowników rolnych, leży na łożu śmierci. Nie cierpi szczególnie, ale słabiutka już jest i wiadomo, że raczej prędzej niż później. Lekarze odstąpili, nie ma po co męczyć. Rodzina zgromadzona wokół w ciszy i z szacunkiem, służba w przedpokoju cicho klepie różaniec. Godziny mijają, babcia leży, rodzina milczy, służba klepie. 

Aż w końcu pani starsza otwiera oczy i stwierdza rzeczowo: Nic już dzisiaj z tego konania nie będzie. WRACAJCIE DO SWOJEJ ROBOTY.

Umarła dyskretnie nazajutrz.

Tuesday 2 November 2021

Ladies and gentlemen, this is your publishing engineer speaking

Migracja writerów ze starożytnego CMS-a do gita przypomina wymianę krzeseł biurowych na bardzo nowoczesne, z mnóstwem ustawień i regulacji. Pokazujesz co i jak, która wajcha do czego, to oni nie - chcieliby być niewyczuwalnie przeniesieni na nowe krzesła i mieć wszystko wyregulowane do swego... jestestwa w sposób automagiczny. I ma tak jakoś samo być lepiej i wygodniej.

...A jak się spłuczka zatnie w toalecie damskiej na parterze, to na pewno przez te nowe krzesła!!!!!111

Fatalne zauroczenie

Katolicy mają pecha: o ile Jezus Chrystus zakumplował się z Marią Magdaleną, o tyle Karol Wojtyła niestety z Wandą Półtawską.

Saturday 30 October 2021

Jedna Musierowicz wystarczy

Dosyć bardzo lubię Martę Kisiel. No i ostatnio czytałam "Dywan z wkładką", a potem "Efekt pandy", z pewną obawą, że się pani Kisiel obsuwa w stronię, za przeproszeniem, Małgorzaty Musierowicz - której to autorki nie cierpię: ci wszyscy straszni mieszczanie, którzy nie rozmawiają jak ludzie i rzadko wyjaśniają sprawy wprost, tylko raczej obchodzą ważne tematy błyskotliwo-uszczypliwymi uwagami, dyskretnym kopaniem się po kostkach i strzałami w plecy zza węgła. Którzy uważają, że jak nie mówią głośno DUPA, to są w porządku. Jednakowoż po obu lekturach stwierdzam, że nawet jeśli kryminałko-obyczajówki Kisiel otarły się o Musierowicz, to bez penetracji :)

Mamy zatem kawałek bardzo zgrabnej językowo literatury zdatnej dla nastolatek i dla chwilowo nudzących się dorosłych. W zabawach stylistyczno-erystycznych nie giną takie zjawiska, jak seks czy zabijanie. Polecam zwłaszcza plot twist w drugiej części!

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4944737/dywan-z-wkladka

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4978770/efekt-pandy

Friday 22 October 2021

Prawo Piątku

Jeśli w piątkowe popołudnie poczujesz się gorzej i trzykrotnie powiesz głośno i wyraźnie IDĘ SIĘ POŁOŻYĆ, to ze 125 m2 powierzchni mieszkalnej domu cała rodzina wybierze 4m2 pod drzwiami najmniejszej kanciapy, w której leżysz, żeby tam elokwentnie konwersować, flirtować z panią rehabilitantką, wrzeszczeć rozpaczliwie, grać na dudach, odpalać rakiety balistyczne i naśladować dźwięk gokarta wchodzącego w ostatnie okrążenie.

Wednesday 18 August 2021

Těžká technika

Kojarzycie, jak wyglądają prace leśne w Polsce? Naokoło całego wyrębu wiesza się tabliczki "prace zrywkowe, wstęp wzbroniony" i tak one sobie wiszą przez sezon względnie kilka, i czasem się na tym terenie rżnie, a czasem nie. Dlatego turyści/grzybiarze te tabliczki olewają i wchodzą gdzie się da, chyba że akurat słychać piły czy harvestera tuż, tuż. Drogi są rozryte tymi harvesterami, ciężarówkami i traktorami przez cały okres zrywki i potem też zostają, no co pan zrobisz, tu się pracuje.

A więc zobaczyłam, jak to wygląda w czeskich Rychlebach, i teraz mnie cholera trzęsie z zawiści. Po pierwsze - trasę turystyczną zamyka się solidną taśmą od drzewa do drzewa, tak że zakaz wstępu jest bardzo, hm, dosadny. I słychać piły tuż zaraz, więc nie ma się co pchać. Bo ta taśma odgradza dokładnie kawałek, gdzie trwa wycinka danego dnia, i tylko przez ten czas, co pracują! Po fajrancie harvestery i traktory idą na bok, taśma też, więc jak chcesz czy musisz tamtędy przejść względnie przejechać rowerem, to proszę bardzo. Po drugie - robi się co tylko można, żeby drogę po ścince zostawić jak najmniej uszkodzoną. Sypią szuter jeszcze zanim wjedzie těžká technika, a zaraz po skończeniu danego kawałka wyrównują go koparką czy spychaczem najlepiej jak się da. Więc owszem, zostaje błoto, ale nie koleiny na pół metra.

Można sobie dla uspokojenia nerwów pospekulować, czemu u nich tak jest: z ogólnej czeskiej porządności i ogarnięcia? Czy dlatego, że cyklotrasa to ważna rzecz, której niszczyć nie wypada, bo ogólnie sport jest sprawą narodową i ogromnie poważaną? Czy też chodzi o zjawisko, które po czesku nazywa się ohleduplnost, a po polsku - patrzcie państwo - trudno znaleźć dla niego jedno słowo? Chodzi tak mniej więcej o liczenie się z innymi. "Vedte se ohleduplně"...

Sunday 11 July 2021

Starsze osoby

 

WTEM! Większość tych "starszych osób", którymi kiedyś miałam się przejmować, liczyć się z ich zdaniem i generalnie im ustępować (miejsca i racji), to są babska i dziadygi o 5-10 lat starsze ode mnie. I już tylko ode mnie zależy, czy w razie konfrontacji faktycznie ustąpię, czy urwę nogę i będę nią tłuc.

PS. Czyj jest tekst o nodze i tłuczeniu? Kreditsowałaby, niestety nie pamiętam.

Thursday 8 July 2021

Na jednym piwie

Albo jak ziomosław się rozprzestrzenia na temat, jakie niebezpieczne jest latanie małym jednosilnikowym samolotem. A potem, na tym samym piwie, opowiada, jak jechał 200 km/h niesprawnym autem z rodziną po polskiej autostradzie.

To lubię!

Monday 5 July 2021

Proste komunikaty są najlepsze

 

Siedzę późnym wieczorem na tarasie pensjonatu, w którym jestem gościem (już nie mieszkanką). Siedzę sama - zwykle imprezowało się tam do późniejsza, ale tego dnia deszcz i sennie. Siedzę więc, wciągam soczewicową z żurawiną z garnka i kontempluję światło latarni morskiej za polami zasnutymi mżawką.
Przychodzi gospodyni i mówi tak: "Pani Marto, ja tu jeszcze nie zamykam, proszę sobie siedzieć spokojnie. Niektórzy goście późno wracają i nie chciałabym, żeby natrafili na zamknięte drzwi, więc będzie jeszcze otwarte."
 
No więc siedzę dalej, napawam się soczewicową, deszczem i latarnią, jest cudownie cicho i w ogóle takie tam.
 
Pół godziny później przychodzi gospodyni w szlafroku i mówi tak: "Pani Marto, ja tu jeszcze nie zamykam, proszę sobie siedzieć spokojnie. Niektórzy goście późno wracają i nie chciałabym, żeby natrafili na zamknięte drzwi, więc będzie jeszcze otwarte, a ja sobie będę drzemała."
Wtedy dopiero przełączam mózg z trybu standby, w 30 sekund zmywam garnek, zbieram swoje drobiazgi, dziękuję gospodyni i życzę jej dobrej nocy i oddalam się w strone swojej kwatery, z której, nawiasem mówiąc, też widać pola i latarnię, bo rzecz dzieje się w okolicy, z której w ogólności nie widać niczego innego, chyba żeby czasem śmigłowiec przeleciał.
 
O ileż przyjemniej byłoby wszakże, gdyby pani poprosiła wypierdalać za pierwszym razem!!!

Friday 11 June 2021

Lista lektur dla klas I-III szkoły podstawowej

 Do:

malgorzata.szybalska@mein.gov.pl

joanna.skrzypczyk@mein.gov.pl

przemyslaw.czarnek@sejm.pl

 
Szanowni Państwo,
bardzo proszę o nieusuwanie książki "Sposób na Elfa" autorstwa Marcina Pałasza z listy lektur dla klas I-III szkoły podstawowej. Uważam, że jest to bardzo wartościowa pozycja:
- zapoznaje uczniów z realiami opieki nad zwierzęciem,
- pokazuje realne, codzienne życie w rodzinie i prawidłową relację dziecko-rodzic,
- uczy określania, co jest dobre, a co złe,
- w bezpieczny sposób zapoznaje uczniów z zagadnieniami straty, samotności, niepowodzenia, a jednocześnie - radzenia sobie w trudnych sytuacjach,
- przedstawia wartość odpowiedzialności dorosłych oraz dzieci,
- a wszystko to - przystępnym, współczesnym językiem, w realiach zrozumiałych dla większości polskich uczniów.
 
Z poważaniem,
Marta Bartnicka, matka czterech córek, które przeczytały "Sposób na Elfa" w ramach nauki w Szkole Podstawowej nr 2 w Kątach Wrocławskich, a pozostałe książki Marcina Pałasza - w domu, chętnie i wielokrotnie.

Wednesday 28 April 2021

To potrwa. Rok później

To potrwa dłużej. Coraz częściej myślę, że niezależnie od liczby zakażeń i zgonów trzeba poluzować ograniczenia, żeby dało się żyć. Jeśli mamy przy tym jednak nie umierać na kaszel (a wirus będzie mutował), to trzeba będzie pójść w model minimalizowania źródeł zakażenia i odpowiedzialności indywidualnej. Widzę to mniej więcej tak: 

Po pierwsze, edukować, że nie wyłazi się do ludzi z katarem, kaszlem czy gorączką (dowolnego pochodzenia), bo to świństwo, a nie bohaterstwo; że maski w sytuacjach niejasnych, że kwarantanna po kontakcie z chorymi lub podejrzanymi. To najtańsze i trochę orka na ugorze, ale trzeba orać, skoro nauczyciele biologii się nie wykazali.

Po drugie, maksymalnie tę odpowiedzialność wspomagać - pełnopłatnym chorobowym, większą liczbą dni wolnych na żądanie, finansowaniem zwolnień dla osób na nie-etatach. To najdroższe i częściowo może być nadużywane, ale bez takich ułatwień nie ruszymy.

Po trzecie, karać finansowo za nieodpowiedzialność - za bohaterskie chodzenie z gorączką i kaszlem czy katarem (wszystko jedno jakim), za wysyłanie chorych dzieci do szkoły, za obchodzenie kwarantanny. To najbardziej kuszące, ale bez dwóch poprzednich nie zadziała.

Da się w parę lat zrobić Japonię czy fantazjuję?

Saturday 3 April 2021

Dramat prowincjonalny w Wielką Sobotę

Uwaga, tekst opisuje zachowania nieuznawane przez część społeczeństwa oraz zawiera wyrazy uznawane powszechnie za wyrazy.

Deszcz ze śniegiem: [pada co jakiś czas]

Dzieć2: Mamo, co tata robi!?

Ja: Poszedł spalić chaszcze po zimie.

Dzieć2: Ja pierdolę, zobacz jak to się dymi!!!

Ja: Mówiłam mu, że pada, ale nie słuchał.

Ognisko: [snuje dymem na całą dzielnicę]

Dzieć2: No ale niech on tego nie robi, przecież dym leci na całą dzielnicę!

Ja: Jebać to, drugi raz z nim gadać nie będę. Chcesz, to sama wyjdź i mu powiedz.

Deszcz ze śniegiem: [wzmaga się]

Ognisko: [dymi niepojęcie]

Dzieć2 [patrząc przez okno]: Nie pójdę.

Ja: Jak sąsiedzi wezwą policję, to powiem, że stary był pijany. // insider joke - konkubent nie pije % nigdy nic w ogóle ani trochę i nie, nie jest zaszyty, zawsze tak miał

Dzieć2: Albo powiesz, że piorun jebnął i się samo zapaliło.

Deszcz ze śniegiem: [nakurwia]

Ognisko: [rozpala się idealnie i płonie równo, dymiąc minimalnie]

 

No i wygrał, skubany.


Thursday 1 April 2021

Hipoteza robocza

Policzyłam w tym tygodniu, że gdybym nie redagowała znajomym tekstów od energetyki po teologię, nie odpowiadała na pytania tłumaczeniowe z przeróżnych dziedzin, nie sprawdzała CV i nie udzielała we wszelakich przedsięwzięciach wsparcia moralnego a la Winston Wolf, to miałabym czas na prawdziwe, szacowne projekty wolontaryjne.

Hipoteza robocza: projekty wolontaryjne są robione przez asertywne osoby aspołeczne.

Wednesday 10 March 2021

O PLUTONIE NA JEDNEJ STRONIE

Tekst napisał mój tato jako uzupełnienie do facebookowej dyskusji o tym, czy pluton z RBMK służył do budowy bomb atomowych. Spoiler alert: nie ma tu relacji z pierwszej ręki o noszeniu Pu239 wiaderkiem z elektrowni do fabryki zbrojeniowej.

1.  Pu239 w przyrodzie nie występuje, ale można go wytworzyć dzięki określonym przemianom jądrowym: pochłanianie neutronu przez U238 i dalej dwa rozpady beta.

2.    Pu239 robi się, bo jest to znakomite poszerzenie bazy paliwowej dla energetyki jądrowej, ale robi się i dla bomb, bo w tym zastosowaniu jest bardziej efektywny od U235.

3.   Jedno rozszczepienie Pu239 daje około 3 (nie 2,5) nowe neutrony, a równocześnie rodzi mniej neutronów opóźnionych, bo tylko około 0,6% (nie 0,7%).

4.     Bomby, w przeciwieństwie do reaktorów, nie lubią neutronów opóźnionych.

5.    Każdy reaktor pracujący na U235 generuje Pu239, jeżeli tylko temu U235 towarzyszy U238, a w znakomitej większości konstrukcji - towarzyszy.

6.     I dlatego, że każdy generuje, to każdy podlega międzynarodowym regulacjom: „Układ
o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej” (MAEA – Wiedeń).

7.  Reaktor pracujący na neutronach szybkich generuje lepiej niż rektor pracujący na neutronach termicznych; stąd rodzina FBR – efektywna, ale trudna (ciekły sód).

8.     Pu239 rodzi się dzięki neutronom pochłanianym przez U238, ale przez to, że jest rozszczepiany, jest też przez te neutrony jest „konsumowany”.

9.    Taka „konsumpcja” (rozszczepienie) jest dobra dla reakcji łańcuchowej, ale gromadzeniu plutonu nie służy.

10.  Jeżeli Pu239 ma służyć konstrukcji bomb, to dążymy do  wydobycia go z pola neutronów reaktora, gdy osiąga maksimum koncentracji w tym czy innym miejscu rdzenia reaktora.

11. Celowi temu nie sprzyjają konstrukcje zbiornikowe: PWR, BWR, FBR, natomiast bliższe temu celowi są reaktory kanałowe, jak np. RBMK.

12. Przepracowane paliwo, po wydobyciu z reaktora, poddane jest wyrafinowanej procedurze zwanej „spent fuel treatment”, której jednym z produktów jest Pu239.

13.„Zerowym” etapem tej procedury jest „schładzanie” wypalonego paliwa poprzez jego przetrzymywanie w przyreaktorowych basenach paliwa wypalonego (chyba około 3 lata).

14.  Dalszy los tak otrzymanego Pu239 może być różny: i pokojowy i militarny; decyduje dysponent zależnie od tego, czego potrzebuje bardziej: czy się zbroi, czy preferuje energię.

15. Chyba żadne nasze działanie nie jest podporządkowane tylko jednemu celowi, a priorytety przypisywane różnym celom na pewno na przestrzeni lat podlegają modyfikacjom.

16.  Był czas gwałtownych zbrojeń jądrowych, ale uwarunkowania mogły się zmienić i nie dziwota, że to, co służyło głównie zbrojeniom, mogło znaleźć inne, niemilitarne zastosowanie.

17.  Jeżeli cel pokojowy, to Pu239 stanowi rozszczepialny komponent świeżego paliwa reaktorowego, w tym najczęściej wespół z U235; takie paliwo nazywane jest MOx.

18. Jeżeli militarny, to Pu239 służy do produkcji bomb jądrowych, efektywniejszych od bomb jądrowych z U235; efektywniejszych dzięki już przywołanym dwu liczbom: „3” i „0,6%”.

19.  I to by było na tyle.

Wrocław, 25.02.2021.                                                           Andrzej Nawrocki