Monday 10 January 2022

She's all muddy now!

Rzecz działa się latem 2002 w Irlandii. Z trzema dżentelmenami byłam na wyjeździe, który rozpoczął się od zakupów w Dublinie przy ulicy, nazwy nie wspomnę, gdzie po jednej stronie były najlepsze sklepy muzyczne - tam zostały kupione flażolety, nagrania, nuty i inne ważne rzeczy - a po drugiej sexshopy, gdzie wybraliśmy dla innego dżentelmena typowy-prezent-z-Irlandii opisany na opakowaniu jako "inflatable bonking sheep" (wyguglajcie sobie). I tak się jakoś stało, że wątek RUCHANIA OWIEC stał się leitmotivem dwutygodniowej wycieczki, co może nie pozostawać bez związku z faktem, że jeden z obecnych tam dżentelmenów jest rodowitym góralem spod Zakopanego i zna absolutnie wszystkie dowcipy na ten temat.

A teraz przenieśmy się jakieś 10 dni później do Black Valley, doliny obłędnie pięknej, ponurej i odludnej. Akurat nie padało, więc poszliśmy na dłuższą wycieczkę, taką bardziej dróżkami niż w góry. No i idziemy między łąkami, aż tu patrzymy, a w rowie szamoce się spora owca, która najwyraźniej utknęła w czasie ucieczki z pastwiska. Naokoło nikogo, ani ludzi, ani zabudowań. Głupio byłoby tak zwierzę zostawić - zdechnie z głodu czy z wyczerpania albo sobie coś połamie w tym rowie. Koledzy potraktowali sprawę poważnie i wzięli się wyciągać bydlę, co nie było proste, bo owca była dorodna, spanikowana i wierzgająca, a rów głęboki i pełen błotnistej wody. Było dużo szarpaniny i kurwowania, jakaś dźwignia z drąga też była w robocie, ale w końcu się udało! Owcę wyciągnęli i przepchnęli przez ogrodzenie na pastwisko, gdzie podreptała, na oko cała i zdrowa, i dość obojętnie wzięła się do skubania trawy.

I wtedy nadjechał jakimś gruchotem owczarz - taki klimatyczny irlandzki dziadek w kaszkiecie i gumofilcach. Zmierzył wzrokiem wygięte ogrodzenie, sponiewieraną owcę, moich równie ubłoconych, nieco zdyszanych kolegów i powiedział z przyganą w głosie: She's all muddy now! ALL MUDDY!!!

Pewna wizja niemal zmaterializowała się w powietrzu nad łąkami Black Valley, a koledzy poczuli się skarceni.


No comments:

Post a Comment