Tuesday, 28 March 2017

W zasadzie o łańcuchach

Ostatnio usłyszałam parę miłych rzeczy o swoim blogu - w takim duchu, że dobrze przynajmniej wiedzieć, że inni też tak mają. No to proszę :)

Mam lęk wysokości. Może nie patologiczny, ale jak są strome schody bez barierki albo eksponowane przejście w górach, to mnie spina. Osobliwie działają łańcuchy i inne zabezpieczenia: jest łańcuch (klamry, drabinka) - znaczy, jest trudno i niebezpiecznie. Zaczynają się kwadratowe ruchy, irracjonalne działania, jezu i kurwa na przemian, a potem spalone mięśnie i dłonie poharatane od zaciskania ich jakbym na plecach niosła słonia. Jednakowoż lubię góry, a Tatry w szczególności, i do tego nie jestem kompletną pokraką, więc w sumie jakoś przelazłam całkiem sporo ładnych tras; żadnej prawdziwej wspinaczki, wszystko w zakresie szlaków dla turystów, no ale czasem się zdarzy, że jest stromo. I zawsze, ale to zawsze dzieje się tak, że kiedy po przejściu patrzę na ten wcale nie pionowy kawałek skały i żelastwo na nim, to nie mogę uwierzyć, co ja tam chwilę temu robiłam i mówiłam. Bo przecież to wcale nie było takie trudne.

Możliwe, że tu wcale nie chodzi o lęk wysokości ani o góry, bo w innych sprawach potrafię się zaciąć dokładnie tak samo i tak samo potem nie wierzę, że mogłam się zapędzić w stan, w którym myśli się i mówi takie głupoty.