Thursday 19 April 2018

Dobra Rada nr 10

Z cyklu przykazania niepopularne: dziesiąte. Nie pożądać rzeczy bliźniego. To nie znaczy "siedzieć na ulicy w worku po ziemniakach i żebrać o bułkę" ani "rozdać wszystko, zagłodzić dzieci i koty". Raczej: nie żyć dla przedmiotów i uwolnić się od zazdrości o stan posiadania. Powściągnąć myślenie "inni majo, a ja ni mom". OK, zapewnić sobie rzeczy niezbędne plus trochę dla przyjemności, mieć pasję, może kolekcjonerstwo; ale przecież nie pociąga nas wszystko naraz?
Nie zmieniać na nowszy model tego, co jeszcze dobrze działa, bo sąsiad ma, bo koleżanka, bo promocja, bo mnie stać. Nie kupować, kiedy można dostać, zamienić się, mieć z kimś wspólne. Przestać odreagowywać to, że byliśmy biedni na studiach, w dzieciństwie, że ojciec ciężko pracował, a babcia we wojnę jadła gołe kartofle. Olać promocje "kup 3 w cenie 2, zużyj 1, a resztę wyrzuć". Olać Ikeę, do której jedziesz po stolik, po czym wychodzisz dodatkowo z kocykiem, serwetkami, kompletem słoików, lampką i szafką na buty, z czego połowa będzie stała nieużywana, a druga połowa rozleci się po dwóch miesiącach. Nauczyć się rozdawać to co już nieużywane, ale jeszcze dobre - nie trzymać bo zapłacone, bo się jeszcze przyda.

Gdyby ktoś poważnie traktował Dobrą Radę nr 10, to może akcja zamykania marketów na niedziele w ogóle nie byłaby potrzebna?

Ma gavte la nata (kurwa)

Polacy i Irlandczycy. Tyle mamy wspólnego (katolicyzm, alkoholizm, przesądy, biedę, lata walki o wolność, emigrację), a jednak się różnimy. Po kilkunastu latach przerwy odwiedziłam .ie na tydzień i kolejny raz mam ciężką myślówę skąd te różnice. Dlaczego oni są - mimo cięższych przejść, mimo gorszej historii i dłuższej okupacji - jednak trochę bardziej pogodni i przyjaźni, a my na wiecznym wkurwie i frustracji i jeszcze ostatnio dryfujemy w nacjonalizm. Dlaczego ich katolicyzm - po latach bycia, jak i u nas, ostoją tożsamości i patriotyzmu - rozlicza patologie i idzie w stronę wspólnotowo-pomocowo-ludzką, jak w Niemczech, a nasz uparcie straszy piekłem, nadstawia dupy władzy i chce mieszać w prawie. Dlaczego oni - mimo de facto utraty języka - zachowali kulturę, a przy tym są otwarci na innych (na irlandzki odpowiednik matury wchodzi język polski, bo to tam teraz pierwszy język mniejszościowy), a u nas z tym coraz bardziej pod górkę.
Znajoma pani socjolog (która trochę czasu przemieszkała i przepracowała w .ie) twierdzi, że to dlatego, że oni nigdy nie byli mocarstwem i mają tego świadomość, i są dumni z siebie jako małego, ale (prawie) wolnego kraiku. Éirinn go Brách, a Polacy wyjmijta korek z dupy?

Tuesday 17 April 2018

Zdarza się i tak

Dzień, w którym z trudem wstajesz o 7:30, spóźniasz się o 2 minuty na pociąg 8:18, piszesz tekst o MT na ławce na stacji, ładując telefon z laptopa, żeby mieć jakiś Internet, pociąg o 9:14 ma przestoje i z 12-minutowej przesiadki na Głównym robi się 2-minutowa, zdążasz przebiec, ale już nie kupić bilet na Muchobór, w pociągu zauważasz, że nie masz gotówki, a w składzie nie ma automatu na karty, konduktor cię sprawdza przed samą stacją i dziwnym trafem akceptuje miesięczny do Kątów, który nie powinien obowiązywać na tej trasie, i jakoś zdążasz poprowadzić zebranie o 10.
U mnie normalka