Friday 8 December 2017

Czy pan może być lesbijką


Z cyklu "jak to jest w dużych rodzinach":

11-letnia wróciła z treningu, hm, może nie tyle zszokowana, co zniesmaczona: przyszły ponoć dwie starsze gimnazjalistki i całowały się ostentacyjnie. Użyła określenia "lesbijki" po wielokroć.
Wysłuchałam, wyjaśniłam, że ostentacja w całowaniu się z kimkolwiek na treningu istotnie jest ble.
9-letnia słuchała tej rozkminki z ironicznym uśmiechem.
5-letnia podłapała wątek i rzuciła się wyzywać dwie pozostałe od lesbijek.
W zaistniałej sytuacji kazałam 11-letniej wyjaśnić 5-letniej, co to właściwie znaczy. Wyjaśniła całkiem dobrze. 9-letnia doprecyzowała jeszcze zagadnienie logiczno-seksuologiczno-lingwistyczne "czy pan może być lesbijką". Na koniec starsze wspomniały młodszej, żeby tego nie opowiadała w przedszkolu.

A teraz już zgodnie oglądają "Love, actually". Uff.

Jak nie wypić kawy

Mamy z ojcem cały szereg epic faili dotyczących kawiarki, takiej skręcanej, do stawiania na kuchence gazowej.
- Nie nasypać kawy, dziwić się że wyszła brudna woda.
- Nie nalać wody, dziwić się że wyszedł dym.
- Zmontować OK, postawić na niezapalonym palniku, dziwić się co tak długo.
- Nie dokręcić, czekać bardzo długo, dziwić się że cała para poszła bokiem.
- Wsypać kawę do części na wodę, dziwić się czemu inni wrzeszczą.
- Wlewać wodę do sitka, dziwić się że leci dołem.
- Postawić kawiarkę obok kuchenki, dziwić się ogólnie światu...
(Nadmienię, że ojciec też inżynier, a do tego energetyk.)

To nie jest to, co myślisz

Jeśli potrafisz komuś zepsuć humor, to jeszcze nie znaczy, że masz nad nim władzę.
Jeśli potrafisz rozjebać krzesło, to jeszcze nie jesteś stolarzem.

Tuesday 5 December 2017

To go (grafomania)

sitting in the summer glow, it's time to go
looking at the world below, it's time to go
I have been here for too long, want to stay but don't belong
it's time to go

I could play so many ways, it's time to go
thought we need more time and space, it's time to go
so the most was just my dream, there's no word for what I mean
it's time to go

hope's a slave, despair is free, it's time to go
there was never us, it's all just me, it's time to go
taste of freedom in my tears, no more bothers, no more fears,
it's time to go

I'm too tired to get up, it's time to go
every minute splashes like a drop, it's time to go
when I start, I won't look back, so the last time let me check
it's time to go

will you ever notice when I leave, it's time to go
all the hope I had, hard to believe - it's time to go
hate to leave it all undone, little given, little won
it's time to go

Monday 4 December 2017

Flashback z piekła

Robiłam ostatnio zakupy w Zarze z trójką starszych dzieci, najmłodsze pojechało gdzieś indziej ze swoim tatą. Wyglądało to tak: na dużym luzie siedziałam pod przebieralnią, a królewniczki mierzyły to i owo. Jak już było powybierane, to poszłam zapłacić. No dobrze, był jeszcze ten aspekt, że półtorej ubiera się na piętrze "dzieci i młodzież", a pozostałe 1,5 na piętrze dla dziewczyn i kobiet, ale schody ruchome nie stanowią już w tym towarzystwie problemu, a i obsłudze dało się wyjaśnić, czemu ciuchy migrują między piętrami (oraz że ostatecznie i tak płacę ja). Komfort i wolny czas pozwoliły wrócić pewnemu wspomnieniu z tejże Zary sprzed paru lat, które z kolei przykrywa moje własne flashbacki z czasów, które (niemal) (i na szczęście) zapomniałam.

Scena, którą pamiętam, wygląda tak: przy kasie w Zarze stoi kobieta z naręczem ubrań dla dzieci i próbuje zapłacić, rozkminiając z ekspedientką aktualne promocje, programy dla stałego klienta itd. Do płacenia ma kartę kredytową, PIN zapisany długopisem na przedramieniu (widocznie nie korzysta z niej zbyt często). Wkoło biega (głośno, inwazyjnie) dwóch szmergli w wieku na oko 5-7, albo bliźniacy, albo z małą różnicą wieku. Kręci się przy tym druga kobieta, nieco starsza - matka, teściowa albo inna ciotka - która chłopaków w najmniejszym stopniu nie temperuje, za to co jakiś czas wyciąga z półki kolejny ciuch, wołając radośnie: pokaż mamie! Zapytaj mamę, czy to nie będzie lepsze! Co jakiś czas dzwoni też komórka, a z rozmowy (czekam obok do kasy, wszystko słyszę) wynika, że gdzieś w okolicy będzie parkował ojciec rodziny, który chce natychmiast ustalić czas i miejsce spotkania. Po karku kobiety płynie strużka potu.

Nie chciałabym tu używać ciężkich słów jak przemoc czy wyzysk, ale do chuja pana?! Czy druga babina nie mogła ogarnąć trąbli i kazać nie przeszkadzać mamie, a przynajmniej sama nie dokładać się do chaosu? Czy pater familias, mając jakiekolwiek pojęcie o zakupach z dziećmi, nie mógł zaplanować spotkania wcześniej - a jak nie, to po prostu poczekać?
No i tak, oczywiście, sama bohaterka tej historii powinna kazać chłopaczkom siąść, mamie/teściowej zamilknąć, a telefonu nie odbierać - nawet pod groźbą, że więcej nie zobaczy tej karty kredytowej (i niech sobie fiutafon sam dzieci ubiera). Ale przecież nie każda z nas przy pierwszych dwóch-trzech dzieckach jest taka mądra.