Sunday, 25 February 2018

Ćwiczenie z metaforyki

Zakładając, że w zyciu ino narty i dupcenie (heej), zastanówmy się, jakiej formie seksu odpowiada świeży sypki śnieg przy 10-stopniowym mrozie :)

Wednesday, 14 February 2018

Skąd się biorą straszne baby

Serio, niejedna z nas chciała być księżniczką, którą dzielny książę przenosi na rękach przez potok. Zmieniamy się dopiero jak wylądujemy na środku tego potoka - dupą na twardych kamieniach, w zimnej wodzie po szyję. W zasadzie nie ma znaczenia, czy księciu się odwidziało, czy mu siły nie starczyło... Po prostu uczymy się, że lepiej zdjąć buty i przejść samej.

Friday, 2 February 2018

Święty Polski Najebany

Zachwyciła mnie przeogromnie Wiola Walaszczyk swoim aligatorem Bogdanem i poniekąd babcią Wierzbą (https://www.youtube.com/watch?v=GWcUbYQr-pU) i to - jak zwykle u mnie w głowie - ma warstwy.
Po wierzchu po prostu jest to lepszy standup niż jakikolwiek polski, jaki dotąd widziałam - co akurat nie było szczególnie trudne, no ale fakt pozostaje faktem. Szczere jak chuj i zaiste fajnie, że takie mamy młode pokolenie, a nie same grzeczne piczki poograniczane z jednej strony kościółkiem, a z drugiej feminiźmikiem. (Grzeczne piczki z mego pokolenia właśnie przeobrażają się w babcie Wierzby i dociera do nich zwolna, że medalu za grzeczność w tym życiu nie będzie.)
Trochę głębiej - śmiech to pierwszy krok do odbrązowienia rzeczonej babci Wierzby aka Matki Polki, ale dziś nie będzie już więcej o niej, tylko o drugim bohaterze dramatu: aligatorze Bogdanie, czyli Świętym Polskim Najebanym. No bo jak opowiedzieć sobie tę historię bez śmiania i bluzgów, to co tam się dzieje? Dorosłe dzieci wyciągają naprutego ojca z wigilii firmowej i wiozą matce do domu. A w zasadzie CZEMU? Nie mam nic przeciwko temu, że dorosły facet pije, nawet jeśli będzie od tego tańczył sprawdzając fugi w podłodze i jeszsze kurwa Kawiarenki, i tak dalej. Jednakowoż czy dorosły facet nie potrafi sobie zamówić taksówki, czy tam w inny sposób opracować powrotu z imprezy? Jakie przykazanie, przepis względnie cokolwiek racjonalnego mówi, że wynosić go z imprezy i odwozić do domu musi rodzina? Wańkowicz bardzo ładnie opisał, jak tęgo chlać, samemu sprawy ogarniać, a rodziny w to nie mieszać. Można? Można.
Jednakowoż nasza tradycja rodzinno-narodowa uczy, że Święty Najebany podlega szczególnej ochronie, a dzieci wysysają z mlekiem matki (względnie sokiem babci Wierzby, którą przecież obiecałam zostawić w spokoju), że tak trzeba. Bo...? Bo kurwa nie wiem co. Bo wyjdzie na dwór i zamarznie? Bo będzie leżał na ulicy i co ludzie powiedzo? Bo najpierw jego Święte Najebanie pielęgnowała matka, potem żona, a teraz pałę przejęła córka.
A dlaczego mi to tak robi? Nie jestem DDA, nie jest to mój problem rodzinny, ale jestem z pokolenia, które uczono, że Świętemu Najebanemu wszystko wolno. Szedł ulicą od lewa do prawa? Ty mu ustąp, dziecko, bo jeszcze ci krzywdę zrobi. Szczał jak pies pod płotem? Nie patrz, pan jest pijany. Zaczepiał i bredził? Nie zwracaj uwagi. Żadnych granic dla uchlanego typa, żadnego tam wezwania milicji - ustąpić, ukryć się, odejść w swoją stronę. Albo coś takiego: lato, zatłoczony autobus; mam 21 lat i cienką kieckę, i czuję przez tę kieckę, że mnie ktoś maca po dupie. Odwracam się - jest, napruty, bezczelny. Podniosłam wrzask, ten próbował mnie opluć, w końcu po żenującej szarpaninie on wysiadł, ja zostałam. Wzrok współpasażerów oburzony. Na niego? Nie, na mnie, za awanturę. I półgłos starszej pani gdzieś z tyłu: przecież on był pijany. Jakieś pokraczne rozgrzeszenie i błogosławieństwo w jednym.