Z okazji niedawnego Dnia Babci i Dnia Dziadka zastanawiałam się, jaką bym chciała być babcią? I tu mi się przypomina zaraz babcia Marcina, z którym spotykałam się na studiach. Babcia mieszkała w gospodarstwie na obrzeżach Strzelina, miała kury i szklarnie z pomidorami i paprykami, co będzie bardzo istotne dla dalszej opowieści.
Otóż odwiedziliśmy ją latem z Marcinem i jego siostrą i Marcin zarządził ich tradycyjne danie wakacyjno-ubabciowe: jajecznicę na papryce i pomidorach. Przynieśliśmy jajka z kurnika, rewelacyjne dojrzałe warzywa ze szklarni i zabraliśmy się do przygotowań. Babcia zajrzała do kuchni, fachowym okiem oszacowała ilość osób i produktów i powiedziała: lepiej wam będzie usmażyć to w garnku, bo w patelni się może nie zmieścić. Marcin na to ambitnie, że wcale nie, zawsze robi w patelni i sobie poradzimy. I wiecie, co zrobiła babcia? Powiedziała "aha" i wyszła z kuchni. Nie, nie obrażona, nie z miną "hehe, spierdolicie to", tylko na zasadzie "dadzą sobie radę, duzi są".
Jajecznica i warzywa zmieściły się po samiutki brzeżek patelni, Marcin mieszał je przez kwadrans w skupieniu i z zaciętą miną, wyżerka była prima sort, a ja chcę być taką właśnie babcią, jeśli będzie okazja.