Straszna rzecz, kiedy pisarze genderu męskiego przekraczają smugę cienia. Trzema słowami: demon w piździe. Zjawisko zauważone już dawno, dawno temu przypomniało mi się po lekturze "Demonomachii" Marka Krajewskiego. Kupuję jego kryminały nałogowo i choć konstrukcją intrygi nie zawsze dorównywał Christie, to czytałam je z przyjemnością (o ile można tak mówić o książkach ze sporą dozą mroków i obrzydliwości, ale - jak mawia panna Marple - taka jest natura ludzka). Ciekawe tło, postacie, motywacje i zawiłości ludzkich dusz. Tymczasem w "Demonomachii" mamy co prawda udokumentowaną manifestację zła, ale to zło jest hm... zabawnie zlokalizowane. Lekko spoilując: opętanie przez demona przejawia się w zasadzie na jeden sposób: uprawianiem seksu. Bez ślubu, dla przyjemności, intensywnie, bezwstydnie, czasem - o zgrozo - baba z babą! Co jeszcze ten demon robi? Kradnie, morduje, miesza w księgach rachunkowych, wysadza sławojki? Nie - demon prowokuje ludzi do seksu. ZGROZA.
O ile pod względem tła historycznego Krajewski trzyma poziom, o tyle intrygą spikował gdzieś w okolice opowiadań Piekary, tych z inkwizytorem, gdzie historie z niezłym potencjałem kryminalno-tajemniczym są ucinane jak łopatą: demon. Wszedł przez ścianę, wyszedł oknem, bilokował, niepotrzebne skreślić. Daemon flat ubi vult.
Wracając zaś do wątku męskiego rozczarowania, hm, światem - "Demonomachia" przywodzi na myśl "Statek" Łysiaka, który popełnił nie tylko autoplagiat względem genialnego "Fletu z mandragory", ale przede wszystkim smętne przejście od krytycznej fascynacji kobietami, uzasadnionej we "Flecie..." Hass-Liebe, do jawnej antykobiecości - do tego stopnia, że [spoiler] uratowane w ostatniej scenie "Fletu" dziecko mogło jeszcze być dziewczynką, ale w "Statku" to już koniecznie chłopiec. Bo demony mieszkają #wieciegdzie i najlepiej je likwidować do ostatniej...niego, panie kolego :)
No comments:
Post a Comment