20 lat temu doszłam do wniosku, że nie ma depresji poporodowej - jest poszpitalna: PTSD po opierdolu o nie taką koszulę, nakazanej lewatywie, wenflonie z oksytocyną, parciu na wznak, epizjotomii i wszechobecnym "dziecku pani chce zaszkodzić???" na wymuszenie posłuszeństwa.
Teraz dochodzę do wniosku, że nie ma syndromu pustego gniazda - jest syndrom pustej głowy. Jeśli macierzyństwo zabrało ci zainteresowania, potrzeby i prawo do ich realizowania, to po wyfrunięciu dzieci faktycznie zostajesz z niczym, smętnie wpatrzona w to, co po nich w gnieździe zostało: gówno, pierze i wypluwki.
No comments:
Post a Comment