Tuesday, 23 September 2025

Dead like me

Zdążyłam obejrzeć na YouTube pilota tego serialu sprzed 20 lat, po czym zniknął z sieci, a ja zostałam z wywieszonym ozorem, aż udało się ściągnąć toto na używanych płytach DVD i obejrzeć bez napisów, za to z pełnym nabożeństwem, bo serial za-je-bis-ty.

Po pierwsze: trafiła do mnie koncepcja "mrocznych żniwiarzy", rekrutowanych ze zwykłych (?) śmiertelników, zajmujących się przeprowadzaniem ludzi (dusz?) na drugą stronę. Balans spójności i niedopowiedzeń trzyma się tu dobrze przez całe dwa sezony. Równie dobrze trzyma się niedookreślanie, na czym ta druga strona będzie polegać. Nikt tego nie wie... i, co ciekawe, nikt się nie boi.

Po drugie: rzecz niby dzieje się w USA, ale ponoć kręcono film w Kanadzie i tak trochę się to czuje, bo świat jest amerykański, ale z lekkim przymrużeniem oka.

Po trzecie: George, główna bohaterka, to dziewczyna, i to ładna, a przy tym - jak na amerykański serial - bardzo, bardzo ludzka. Ani królowa balu, ani kopciuszek, ani dziwka o złotym sercu; żaden schemat tu nie pasuje. Bywa banalna, bo to jeszcze dzieciak bez doświadczenia; bywa irytująco ironiczna, bo jest inteligentna; bywa zabawna, zrozpaczona, przenikliwa, naiwna... Bardzo im się ta postać udała. 

Świetnie narysowany jest Rube, kierownik "zespołu żniwiarzy", spotykającego się w niemieckiej gofrowni (duża czarna kelnerka Kiffany jest zawsze w stroju tyrolskim, a w tle gra muzyka z jodlowaniem). Rube wspiera swoich pracowników, ale też trzyma zdrowy dystans i pilnuje, żeby oni z kolei nie angażowali się w świat żywych bardziej niż to konieczne.

Ogromnie polubiłam Roxie ("there is nothing passive in my agression"). Trudno nie uśmiechać się do przechodzonego punka Masona, który co prawda impulsywnie robi głupie rzeczy, ale za to potrafi jak nikt empatyzować ze swoimi podopiecznymi. Śliczna i sympatyczna Betty tudzież śliczna i irytująca Daisy korzystają z urody do osładzania temu i owemu ostatnich chwil na świecie. 

Wątkiem prawie całkiem realistycznym są dalsze losy rodziny George po jej śmierci ("prawie", bo George nie umie się od rodziny oderwać, a oni - w różnym stopniu - wyczuwają jej obecność). Lekko pokręcone dorastanie młodszej siostry Reggie jest fascynujące, natomiast rodzice... no, ja ich nie lubię, ani Joy - matki-pustaka, ani Clancy'ego - ojca-ciaptaka. "Typowa amerykańska rodzina" Lass to chyba największe przymrużenie oka w tym serialu.

...Czytam to, co napisałam, i głupio mi trochę, że z tak rewelacyjnej opowieści o życiu i śmierci i znów życiu i śmierci zrobiłam coś w rodzaju szkolnego wypracowania. Serial lepszy niż tu piszę, słowo honoru!

No comments:

Post a Comment