1. W hali sportowej przylegającej do szkoły, acz niebędącej jej częścią, jest bufet. Bufet robi dobre obiady w przyzwoitych cenach.
2. Bufet pełni rolę szkolnej stołówki: na przerwie obiadowej dzieciaki, które mają wykupione obiady, wędrują pod opieką nauczycieli ze szkoły przez łącznik do hali sportowej i zjadają obiad w bufecie.
3. Szkoła (gmina?) robi przetarg na obiady, który wygrywa firma inna niż bufet w hali. Teraz obiady są dowożone do szkoły z zewnątrz, w pojemnikach, przekładane na talerze i podawane w jednej z klas. Są niesmaczne, zimne, ale tańsze.
4. Bufet w hali sportowej nadal pozwala wykupić obiady - jednorazowo lub w abonamencie - i sporo dzieci się na to decyduje.
5. Dzieciaki przemykają się do hali sportowej przez łącznik na przerwie obiadowej NIELEGALNIE, GDYŻ JEST TO WYJŚCIE POZA TEREN SZKOŁY. Nauczyciele losowo wypuszczają lub nie; niektórzy zjawiają się w bufecie w trakcie przerwy obiadowej i usiłują wyganiać uczniów (bezskutecznie).
6. Ohydne obiady z cateringu je coraz mniej osób - przypuszczalnie tylko te, którym obiad dofinansowuje gmina lub których rodzice nie są zainteresowani tematem.
... ... ... i niech tak wisi 🙁
Raz: wiem, że w zamówieniach publicznych kryterium decydującym jest cena, ale nie jesteśmy biedną gminą (Rynek mamy wyłożony granitem, nie betonem) i może jednak da się znaleźć wytrych, żeby dzieciakom - i dofinansowanym, i płacącym - dać przyzwoite jedzenie gotowane na miejscu za 14 zł, a nie paszę dla świń za 8 zł?
Dwa: jeśli się nie da, to takim samym effortem, jak ściganie NIELEGALNYCH WYJŚĆ POZA TEREN SZKOŁY (przejścia przez korytarz do bufetu za ścianą), będzie dopilnowanie jedzących w bufecie, prawda?
Na razie marudzę tu, a wobec szkoły siedzę cicho, bo tę ekstrawagancką propozycję ma wystosować samorząd.
No comments:
Post a Comment