Z cyklu pocieszne sytuacje rodzinno-świąteczne:
Padre przyjechał wyelegantowany na gotową 10-osobową Wigilię i uraczył mnie na powitanie taką kwestią: "Dzwoniła Zosia (Bronia, Mania, Bania, nie pamiętam wszystkich jego flam) i użalała się nad tobą, że pewnie masz dużo pracy z przygotowaniem na tyle ludzi, ale jej powiedziałem, że przecież masz cztery córki, to co to za praca".
Rzecz tę wyjaśniłam mu obrazowo, z uśmiechem - szerokim, może nawet odsłaniającym kły: "Aha. Jak jeździłeś na Bieriozę [taka elektrownia w Białorusi, gdzie ojciec PM-ował modernizacji dwóch bloków], to też nic nie robiłeś, bo murarze lali beton, spawacze spawali zbrojenia, monterzy składali kotły i rury, kierowcy wozili to wszystko, a księgowa podliczała wydatki".
Na skądinąd sympatycznym obliczu mego protoplasty zarysowało się takie jakby wahanie i zaduma, być może również nad tym, jak bezpiecznie dożyć do 85 urodzin...
A córki mam zajebiste i faktycznie mnóstwo rzeczy zrobiły na tę Wigilię.
No comments:
Post a Comment