Monday, 26 December 2016

KOTY. KOTY SĄ MIŁE.

Umarł. Ten artysta, tamten i jeszcze jeden. Zły, niedobry 2016, bo wykańcza ikony kultury klasy średniej w średnim wieku. Nieboszczykom wszystkiego najlepszego, zależnie od preferencji - oni już raczej mają spokój. Ale skąd u nas to dziecięce zdziwienie i niedowierzanie, że ludzie umierają? No umierają, każdy jeden i ja też, prędzej czy później. Czas się na to mentalnie szykować, a nie udawać, że tematu nie ma, tudzież gorszyć się teatralnie, jak piorun jebnie gdzieś blisko albo na widoku. Albo snuć rzewne kocopoły o mega sesji i imprezie w zaświatach.
Nie umiałabym powiedzieć, czy to zaskoczenie śmiertelnością bardziej nie przystoi racjonalistom, czy wierzącym, ale dopada jednych i drugich. Zaraza, dorastajmy szybciej, bo nie zdążymy zauważyć, kiedy byliśmy dorośli? I dopiero będziemy srać ze strachu, jak o nas śmierć się zacznie upominać.
Ja się wcale nie czuję gotowa na ten obowiązkowy punkt programu. Trochę sobie próbuję naiwnie uporządkować to, co już wiem o umieraniu, przy pomocy felietonów Jana Kaczkowskiego, bioetyka, który - nawiasem mówiąc - też wypisał się z tego świata w 2016. Myślę na marginesie, że gdyby Kaczkowski nie był tak niepełnosprawny i nie sprzątnął się tak szybko na raka, to może byłby drugim Owsiakiem: Jurek O. od życia, Jan K. od śmierci. Ktoś musi...

Sunday, 18 December 2016

Wytępimy dziś robale...

Reforma szkolnictwa?
Podstawa programowa?
Doprawdy...
Co można zrobić, żeby szkoły i przedszkola publiczne przestały być rozsadnikiem wirusów, wszy i owsików? Jak jestem na nie do socjalizmu, tak w przedszkolu w ZSRR umieli to zrobić. A w naszej ojczyźnie zawsze są bardziej wzniosłe sprawy niż higiena.

Saturday, 17 December 2016

Przemyślenia Pawłowej

Ale serio, o co chodzi z tą zmianą nazwisk przy ślubie? Rozumiem, że to miało sens, kiedy zostawało się na resztę życia Pawłową, Janową czy Maciejową, częścią żywego inwentarza pana męża. I proszę mnie nie zrozumieć źle - nie mam nic do tradycyjnego modelu małżeństwa, co to zupa i dupa za kasę i ochronę. Taki układ ma wiele sensu, ba, kiedyś marzyłam, że będę prawdziwą żoną na 100% - niestety bardzo wcześnie miałam parę złych doświadczeń (ojciec trzymał krótko przy pysku, a chłopak był skąpy), wkurwiłam się i poszłam w inną stronę. Ale to nie ma być o mnie.

Nie rozumiem, jaki jest sens zmiany nazwiska u osoby, która kończy jakieś szkoły albo studiuje, względnie pracuje i zamierza to nadal robić po ślubie. Bo jaki efekt jest, to wiem aż za dobrze: zamieszanie z dokumentami, milion zmian w papierach, systemach i listach kontaktów. A jakie są niby zalety? Że tradycja? Ratunku. Patrzę i nie rozumiem: pani profesor, pani dyrektor finansowy, pani właścicielka firmy, a nazywa się powiedzy Piździk-Ochujec, bo starczyło jej odwagi na tyle, żeby sobie zostawić pierwszy za przeproszeniem człon. No szaleństwo i emancypacja do granic obłędu. Ale i tak wszyscy wiedzą, czyja jest, prawda? Ma to w papierach na wszelki wypadek, gdyby zapomniała i nie wiedziała, komu ma wrócić ugotować obiad i gacie wyprać.

...Że co, że noszę nazwisko kolegi z wojska i z USC sprzed lat? No owszem. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że miałam 21 lat, pusto w głowie i nie byłam przesadnie trzeźwa.

Monday, 12 December 2016

Heej!

W pociągach podmiejskich i na lotniskach występuje ciekawa grupa ludzi. Niezależnie od tłoku siadają na jednym miejscu, a na drugim sadzają swój plecak, torbę, kurtkę albo wszystko to naraz. I kiedy podchodzisz i pytasz, czy możesz usiąść - patrzą jakby im matkę i ojca. Szok, zdziwienie, oburzenie, niedowierzanie i ogromna krzywda w jednym przeciągłym spojrzeniu. No, zgarniają potem te manele i dają usiąść, ale z niechęcią tak niepojętą, jakby sami osobiście ten drugi fotel przytargali i zamocowali, a ty, niecny intruzie, właśnie im go zbrodniczo nacjonalizujesz.

Więc otóż dzisiaj wszystkim tym ... plecakom, torbom i kurtkom pozbawionym siedziska chciałabym zadedykować jedno takie wspomnienie.

Dawno, dawno temu wracaliśmy - mój plecak i ja - z Tatr Słowackich. Nie pamiętam dlaczego sami, na pewno dosyć zmęczeni i na pewno jakoś w środku dnia wypadło nam złapać autobus z Łysej Polany. Autobus o tej porze pusty, bo na dojazdy pracowe do Zakopanego za późno, a na powroty z Morskiego Oka za wcześnie. Siedliśmy zatem obok siebie, ja przy oknie, plecak od przejścia. Ja zasnęłam.
Prawdopodobnie gdzieś w okolicy Poronina autobus zaczął się zapełniać. Przespałam ten moment, aż obudził mnie zdecydowany głos jednego bacy:
- A ta zaś siedzi, kieby się łocieliła.
Z akcentem na "ło", rzecz jasna.
Kurtyna