Umarł. Ten artysta, tamten i jeszcze jeden. Zły, niedobry 2016, bo wykańcza ikony kultury klasy średniej w średnim wieku. Nieboszczykom wszystkiego najlepszego, zależnie od preferencji - oni już raczej mają spokój. Ale skąd u nas to dziecięce zdziwienie i niedowierzanie, że ludzie umierają? No umierają, każdy jeden i ja też, prędzej czy później. Czas się na to mentalnie szykować, a nie udawać, że tematu nie ma, tudzież gorszyć się teatralnie, jak piorun jebnie gdzieś blisko albo na widoku. Albo snuć rzewne kocopoły o mega sesji i imprezie w zaświatach.
Nie umiałabym powiedzieć, czy to zaskoczenie śmiertelnością bardziej nie przystoi racjonalistom, czy wierzącym, ale dopada jednych i drugich. Zaraza, dorastajmy szybciej, bo nie zdążymy zauważyć, kiedy byliśmy dorośli? I dopiero będziemy srać ze strachu, jak o nas śmierć się zacznie upominać.
Ja się wcale nie czuję gotowa na ten obowiązkowy punkt programu. Trochę sobie próbuję naiwnie uporządkować to, co już wiem o umieraniu, przy pomocy felietonów Jana Kaczkowskiego, bioetyka, który - nawiasem mówiąc - też wypisał się z tego świata w 2016. Myślę na marginesie, że gdyby Kaczkowski nie był tak niepełnosprawny i nie sprzątnął się tak szybko na raka, to może byłby drugim Owsiakiem: Jurek O. od życia, Jan K. od śmierci. Ktoś musi...
Monday, 26 December 2016
Sunday, 18 December 2016
Wytępimy dziś robale...
Reforma szkolnictwa?
Podstawa programowa?
Doprawdy...
Co można zrobić, żeby szkoły i przedszkola publiczne przestały być rozsadnikiem wirusów, wszy i owsików? Jak jestem na nie do socjalizmu, tak w przedszkolu w ZSRR umieli to zrobić. A w naszej ojczyźnie zawsze są bardziej wzniosłe sprawy niż higiena.
Podstawa programowa?
Doprawdy...
Co można zrobić, żeby szkoły i przedszkola publiczne przestały być rozsadnikiem wirusów, wszy i owsików? Jak jestem na nie do socjalizmu, tak w przedszkolu w ZSRR umieli to zrobić. A w naszej ojczyźnie zawsze są bardziej wzniosłe sprawy niż higiena.
Saturday, 17 December 2016
Przemyślenia Pawłowej
Ale serio, o co chodzi z tą zmianą nazwisk przy ślubie? Rozumiem, że to miało sens, kiedy zostawało się na resztę życia Pawłową, Janową czy Maciejową, częścią żywego inwentarza pana męża. I proszę mnie nie zrozumieć źle - nie mam nic do tradycyjnego modelu małżeństwa, co to zupa i dupa za kasę i ochronę. Taki układ ma wiele sensu, ba, kiedyś marzyłam, że będę prawdziwą żoną na 100% - niestety bardzo wcześnie miałam parę złych doświadczeń (ojciec trzymał krótko przy pysku, a chłopak był skąpy), wkurwiłam się i poszłam w inną stronę. Ale to nie ma być o mnie.
Nie rozumiem, jaki jest sens zmiany nazwiska u osoby, która kończy jakieś szkoły albo studiuje, względnie pracuje i zamierza to nadal robić po ślubie. Bo jaki efekt jest, to wiem aż za dobrze: zamieszanie z dokumentami, milion zmian w papierach, systemach i listach kontaktów. A jakie są niby zalety? Że tradycja? Ratunku. Patrzę i nie rozumiem: pani profesor, pani dyrektor finansowy, pani właścicielka firmy, a nazywa się powiedzy Piździk-Ochujec, bo starczyło jej odwagi na tyle, żeby sobie zostawić pierwszy za przeproszeniem człon. No szaleństwo i emancypacja do granic obłędu. Ale i tak wszyscy wiedzą, czyja jest, prawda? Ma to w papierach na wszelki wypadek, gdyby zapomniała i nie wiedziała, komu ma wrócić ugotować obiad i gacie wyprać.
...Że co, że noszę nazwisko kolegi z wojska i z USC sprzed lat? No owszem. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że miałam 21 lat, pusto w głowie i nie byłam przesadnie trzeźwa.
Nie rozumiem, jaki jest sens zmiany nazwiska u osoby, która kończy jakieś szkoły albo studiuje, względnie pracuje i zamierza to nadal robić po ślubie. Bo jaki efekt jest, to wiem aż za dobrze: zamieszanie z dokumentami, milion zmian w papierach, systemach i listach kontaktów. A jakie są niby zalety? Że tradycja? Ratunku. Patrzę i nie rozumiem: pani profesor, pani dyrektor finansowy, pani właścicielka firmy, a nazywa się powiedzy Piździk-Ochujec, bo starczyło jej odwagi na tyle, żeby sobie zostawić pierwszy za przeproszeniem człon. No szaleństwo i emancypacja do granic obłędu. Ale i tak wszyscy wiedzą, czyja jest, prawda? Ma to w papierach na wszelki wypadek, gdyby zapomniała i nie wiedziała, komu ma wrócić ugotować obiad i gacie wyprać.
...Że co, że noszę nazwisko kolegi z wojska i z USC sprzed lat? No owszem. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że miałam 21 lat, pusto w głowie i nie byłam przesadnie trzeźwa.
Monday, 12 December 2016
Heej!
W pociągach podmiejskich i na lotniskach występuje ciekawa grupa ludzi. Niezależnie od tłoku siadają na jednym miejscu, a na drugim sadzają swój plecak, torbę, kurtkę albo wszystko to naraz. I kiedy podchodzisz i pytasz, czy możesz usiąść - patrzą jakby im matkę i ojca. Szok, zdziwienie, oburzenie, niedowierzanie i ogromna krzywda w jednym przeciągłym spojrzeniu. No, zgarniają potem te manele i dają usiąść, ale z niechęcią tak niepojętą, jakby sami osobiście ten drugi fotel przytargali i zamocowali, a ty, niecny intruzie, właśnie im go zbrodniczo nacjonalizujesz.
Więc otóż dzisiaj wszystkim tym ... plecakom, torbom i kurtkom pozbawionym siedziska chciałabym zadedykować jedno takie wspomnienie.
Dawno, dawno temu wracaliśmy - mój plecak i ja - z Tatr Słowackich. Nie pamiętam dlaczego sami, na pewno dosyć zmęczeni i na pewno jakoś w środku dnia wypadło nam złapać autobus z Łysej Polany. Autobus o tej porze pusty, bo na dojazdy pracowe do Zakopanego za późno, a na powroty z Morskiego Oka za wcześnie. Siedliśmy zatem obok siebie, ja przy oknie, plecak od przejścia. Ja zasnęłam.
Prawdopodobnie gdzieś w okolicy Poronina autobus zaczął się zapełniać. Przespałam ten moment, aż obudził mnie zdecydowany głos jednego bacy:
- A ta zaś siedzi, kieby się łocieliła.
Z akcentem na "ło", rzecz jasna.
Kurtyna
Więc otóż dzisiaj wszystkim tym ... plecakom, torbom i kurtkom pozbawionym siedziska chciałabym zadedykować jedno takie wspomnienie.
Dawno, dawno temu wracaliśmy - mój plecak i ja - z Tatr Słowackich. Nie pamiętam dlaczego sami, na pewno dosyć zmęczeni i na pewno jakoś w środku dnia wypadło nam złapać autobus z Łysej Polany. Autobus o tej porze pusty, bo na dojazdy pracowe do Zakopanego za późno, a na powroty z Morskiego Oka za wcześnie. Siedliśmy zatem obok siebie, ja przy oknie, plecak od przejścia. Ja zasnęłam.
Prawdopodobnie gdzieś w okolicy Poronina autobus zaczął się zapełniać. Przespałam ten moment, aż obudził mnie zdecydowany głos jednego bacy:
- A ta zaś siedzi, kieby się łocieliła.
Z akcentem na "ło", rzecz jasna.
Kurtyna
Subscribe to:
Posts (Atom)