Saturday, 17 December 2016

Przemyślenia Pawłowej

Ale serio, o co chodzi z tą zmianą nazwisk przy ślubie? Rozumiem, że to miało sens, kiedy zostawało się na resztę życia Pawłową, Janową czy Maciejową, częścią żywego inwentarza pana męża. I proszę mnie nie zrozumieć źle - nie mam nic do tradycyjnego modelu małżeństwa, co to zupa i dupa za kasę i ochronę. Taki układ ma wiele sensu, ba, kiedyś marzyłam, że będę prawdziwą żoną na 100% - niestety bardzo wcześnie miałam parę złych doświadczeń (ojciec trzymał krótko przy pysku, a chłopak był skąpy), wkurwiłam się i poszłam w inną stronę. Ale to nie ma być o mnie.

Nie rozumiem, jaki jest sens zmiany nazwiska u osoby, która kończy jakieś szkoły albo studiuje, względnie pracuje i zamierza to nadal robić po ślubie. Bo jaki efekt jest, to wiem aż za dobrze: zamieszanie z dokumentami, milion zmian w papierach, systemach i listach kontaktów. A jakie są niby zalety? Że tradycja? Ratunku. Patrzę i nie rozumiem: pani profesor, pani dyrektor finansowy, pani właścicielka firmy, a nazywa się powiedzy Piździk-Ochujec, bo starczyło jej odwagi na tyle, żeby sobie zostawić pierwszy za przeproszeniem człon. No szaleństwo i emancypacja do granic obłędu. Ale i tak wszyscy wiedzą, czyja jest, prawda? Ma to w papierach na wszelki wypadek, gdyby zapomniała i nie wiedziała, komu ma wrócić ugotować obiad i gacie wyprać.

...Że co, że noszę nazwisko kolegi z wojska i z USC sprzed lat? No owszem. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że miałam 21 lat, pusto w głowie i nie byłam przesadnie trzeźwa.

No comments:

Post a Comment