Friday, 15 February 2019

Security by obscurity, czyli dlaczego nie lubię IT

Chcesz przenieść dane po wifi z paranoicznie pozabezpieczanego laptopa na taki bardziej zwykły.
Czytasz w helpie do Windows 10. Trochę się to nie trzyma kupy. Próbujesz lekko w ciemno, nie działa, w sumie nic dziwnego.
Guglasz i zaraz znajdujesz stronę, która fajnie porządkuje chaos helpowy. Robisz wszystko krok po kroku. Nie działa. Sprawdzasz. Nadal nic, supertajny lapek NIE WIDZI niczego w sieci poza routerem i telefonami koleżanek, które właśnie przyszły do córki.
Dzwoni przyjaciółka w sprawach dzieckowych. Coś bełkoczesz i potakujesz jak debilka.
Wracasz do lapków. Próbujesz na odwrót, w tę mniej rokującą stronę, tj. żeby tajny udostępniał. Też nie działa, choć przez randomowy moment drugi lapek widzi tajnego (ale nic mu nie może).
W przypływie desperacji dzwonisz do przerażająco biegłego kolegi po fachu. Kolega daje ci programik do zrobienia serwerka i zaczyna opowiadać jego konfigurację, ale mimochodem wspomina, jak powinno zadziałać bez programika. Umierając od nadmiaru wiedzy, resztkami mózgu wyłapujesz: net use.
Nad głową zapala ci się żaróweczka. Możliwie przekonująco dziękujesz koledze, robisz net use, lapek przejrzał na supertajne oczy, dane myk-myk. Czyli że niby nie wolno, ale jeśli wiesz jak, to można.
I dlatego wolę np. sałatę. Sałatę zawsze sadzi się w spulchnionej ziemi korzeniem do dołu, obsypuje i lekko ugniata, potem się podlewa i rośnie.

No comments:

Post a Comment