Saturday 26 September 2020

Pułapki (prawie) dwujęzyczności

Tak mi się w życiu złożyło, że znam rosyjski, ale głównie w mowie i na poziomie życiowym, a nie technicznym. Przyczyna takiego stanu rzeczy to moment, kiedy się uczyłam - przedszkole - i to, że potem nigdy nie musiałam używać rosyjskiego w pracy.

No więc były takie dwa zdarzenia ostatnio i jedno dawniej.

Jedno to że szłam na pociąg bardzo zamyślona, aż tu przy samej stacji w Kątach zaczepił mnie pan w stroju roboczym pytaniem: MAHAZIN? PRODUKTY? Wiecie jak to jest: "nie gadam w obcym języku, to spróbuję powiedzieć w swoim prosto, wolno i wyraźnie, może się uda". Na co, z głębi zamyślenia, odpowiedziałam odruchowo: Pajdiosztie tuda, mietrow dwiestie, sliewa budiet magazin. I w tym momencie panu zmieniła się optyka całkowicie, bo dopytał co prawda pełnym zdaniem, ale ze słyszalną niewiarą w moją wiedzę o topografii miasteczka: No wy znajetie, produkty tam budut? Wtedy dopiero ogarnęłam kontekst tej sytuacji i wyjaśniłam: Da, magazin niebal'szoj, no produkty jest', chlieb, syr, kołbasa, piwo, wsio takoje. Pan chyba mi uwierzył i poszedł. Ale nie całkiem przekonany.

Drugie dziś w aptece. Dwie panie Ukrainki chciały kupić lekarstwo na gardło, miały nazwę wyszukaną w smartfonie, ale pani magister nie potrafiła jej odczytać. No to przeczytałam jej fonetycznie nazwę i składniki aktywne i doprecyzowałam z paniami, co to ma być i na co, a potem przetłumaczyłam paniom odpowiedź, że w Polsce niestety tego leku nie ma. Jedna z pań została szukać zastępnika, a druga zapytała mnie, czy może daję lekcje polskiego. Odpowiedziałam, że nie, nie jestem nauczycielką i zasadniczo nie znam się na uczeniu, ale zapytam sąsiadkę polonistkę, a w ogóle to nieszczególnie umiem czytać i pisać po ukraińsku... Na co pani zapytała: A po pol'ski pisat' umiejetie? TADAM. (Historyjka ma happy end, bo kiedy już - jak wyżej - ogarnęłam dysonans poznawczy, to wyjaśniłam, że ja tu mieszkam (jak ta żaba z dowcipu), a potem skontaktowałam panią z sąsiadką polonistką, która daje lekcje obcokrajowcom).

A dawniej była taka sytuacja, która co prawda niesamowicie robi mi na ego, ale nic z niej poza tym nie wynika. Otóż cirka 15 lat temu, w trakcie Dni Fantastyki we Wrocławiu, pomogłam koleżance Ewie Skórskiej ogarnąć hotel dla pisarza Bielanina, którego Ewa była tłumaczką na polski. No i ten pisarz zaprosił nas potem na piwo, gadaliśmy sobie fajnie na dziedzińcu Więziennej, i po drugiej kolejce powiedział, że ma taki pomysł tłumaczenia polskich pisarzy fantasy na rosyjski i czy bym się nie podjęła. I za wuja nie chciał mi uwierzyć, że ja ledwo bukwy składam :(


No comments:

Post a Comment