To potrwa dłużej. Coraz częściej myślę, że niezależnie od liczby zakażeń i zgonów trzeba poluzować ograniczenia, żeby dało się żyć. Jeśli mamy przy tym jednak nie umierać na kaszel (a wirus będzie mutował), to trzeba będzie pójść w model minimalizowania źródeł zakażenia i odpowiedzialności indywidualnej. Widzę to mniej więcej tak:
Po pierwsze, edukować, że nie wyłazi się do ludzi z katarem, kaszlem czy gorączką (dowolnego pochodzenia), bo to świństwo, a nie bohaterstwo; że maski w sytuacjach niejasnych, że kwarantanna po kontakcie z chorymi lub podejrzanymi. To najtańsze i trochę orka na ugorze, ale trzeba orać, skoro nauczyciele biologii się nie wykazali.
Po drugie, maksymalnie tę odpowiedzialność wspomagać - pełnopłatnym chorobowym, większą liczbą dni wolnych na żądanie, finansowaniem zwolnień dla osób na nie-etatach. To najdroższe i częściowo może być nadużywane, ale bez takich ułatwień nie ruszymy.
Po trzecie, karać finansowo za nieodpowiedzialność - za bohaterskie chodzenie z gorączką i kaszlem czy katarem (wszystko jedno jakim), za wysyłanie chorych dzieci do szkoły, za obchodzenie kwarantanny. To najbardziej kuszące, ale bez dwóch poprzednich nie zadziała.
Da się w parę lat zrobić Japonię czy fantazjuję?
No comments:
Post a Comment