Żeby nie było, że się tak tylko zachwycam czeskim rodzicielstwem - dziś widziałam genialną scenkę w kąciku (a nawet kącie) zabaw przy Targach Rzeczy Ładnych w Hali Stulecia.
Wystąpili:
- dwóch 2-3-latków (możliwe, że bliźniacy),
- ich rodzice lub opiekunowie.
Otóż po serii ekstremalnych, choć pokojowych zabaw typu budowanie niestabilnej wieży z klocków i jej rozwalanie, huśtanie się w dwuosobowym drewnianym bujaku do granic jego możliwości itd., młodzi ludzie wzięli duży miękki kosz po klockach, założyli go sobie na głowy (jeden stanął za drugim) i zgodnym krokiem ruszyli wzdłuż dywanu wyznaczającego kącik zabaw. Doszli do brzegu, płynnie zawrócili i poszli w drugą stronę, po czym powtórzyli to wielokrotnie, cały czas z tym koszem na głowach. Nie wywrócili się, nie pobili, zgrabnie omijali sterty klocków i siedzące przy nich inne dzieci. Obserwowałam to dyskretnie, acz z podziwem.
A co w tym czasie robili ich rodzice lub opiekunowie? Nic. Nawet nie wiem którzy to.
No comments:
Post a Comment