Byłam na OIOM-ie w Trzebnicy odwiedzić ciotkę Hankę, ale to nie będzie tekst o szpitalach, a Hanka nie jest żadną moją ciotką, tylko przyjaciółką matki z dzieciństwa. I ze Lwowa, i we Lwowie właśnie dzieje się ta historia, którą kiedyś od niej usłyszałam i ryczałam ze śmiechu, i zaśmiewam się się do dziś za każdym razem, kiedy to opowiadam.
Rzeczona Hanka jest emerytowaną piosenkarką, urodzonym zwierzęciem scenicznym z ogromnym darem do robienia show(u) i skupiania na sobie uwagi. Dziecięciem będąc, brała udział w jakiejś rodzinnej imprezie. Duża jadalnia, dorośli przy stole, maluchy przy takim mniejszym stoliku, dosuniętym - to ważny szczegół - do pieca kaflowego. Na mały stół podano właśnie kaszkę - ale kto by ją jadł, kiedy Hania co jakiś czas wstaje, otwiera takie górne drzwiczki (jakąś szpyrklapkę zapewne), woła HALO! PROSZĘ PANA!!! i z hukiem te drzwiczki zamyka. Sadze lecą na stolik i do kaszki, dziecięca publika zachwycona, dorosła mniej. Od dużego stołu podnosi się ojciec Hanki, dżentelmen - ponoć - surowych zasad i wybuchowego dość temperamentu; podchodzi, wyjaśnia, prosi, grozi, odchodzi. Trąble na moment przycichają, ale za chwilę Hania wspina się do pieca i - HALO! PROSZĘ PANA!!!, trzask, sadze, kupa śmiechu. Kolejny spacer ojca. Nie pamiętam, ile razy się to powtórzyło, ale w końcu dżentelmen ów nie wytrzymał: złapał Hanię za włosy, wpakował jej twarz w talerz z kaszką (mam nadzieję, że już do tego czasu wystygniętą), a kiedy podniosła się z rykiem, stwierdził: TO TERAZ IDŹ POWIEDZ TEMU PANU, CO CI SIĘ STAŁO.
Kurtyna.
PS. Nie popieram takich metod wychowawczych!
Friday, 28 July 2017
Friday, 21 July 2017
Łańcuch Świateł, hymn przegrywów
Siedziałyśmy z dziewczynami pod fontanną na Placu Wolności w Poznaniu i nie chciało nam się ruszyć w stronę piwa, aż tu patrzymy - zbierają się jacyś ludzie, flagi, policja, coś. Podeszłyśmy, a tu wkrótce Łańcuch Świateł, no to się przyłączyłyśmy - z przekonania, nie z nudów bynajmniej.
W warstwie racjonalnej: było świetnie. Tłum, ale bardzo zdyscyplinowany tłum, impreza zamknęła się w przewidywanych godzinach 21-22, bez rozróby, bez wuwuzeli i prawie bez skandowania. Świetny moderujący. Zdyscyplinowane 3-minutowe wystąpienia - naprawdę szacunek, jak można ująć myśl w 5-7 zdaniach, zanim publiczność przestanie słuchać. Szczególne wyrazy uznania dla pana prawnika (nazwiska nie pamiętam), który wyjaśniał krótko co i jak: niech starsi opowiedzą młodym, jak to było, kiedy sędziowie byli zależni od partii rządzącej, a młodzi niech sobie wyobrażą, że ich sprawę w sądzie np. o streaming na YT rozpoznaje sędzia, którego wybór jest od takiej-ż partii zależny.
W głębszej warstwie racjonalnej: to była "moja sfera", to znaczy bynajmniej nie przekrój społeczeństwa. Poznać to właśnie po tym, że bez wuwuzeli i bez rozróby, że w zasięgu wzroku nikt nie był najebany jak kwadrat, nikt nie rozpychał się jak na Jasnej Górze i że jak trzeba było zaśpiewać hymn, to ludzie a) zaśpiewali, b) znali 4 zwrotki. Mam ogromny szacunek i podziw dla wszystkich, których tam spotkałam, ale równocześnie mam smutną świadomość, jak bardzo społeczeństwo jest podzielone na nas i onych. Marsze i łańcuchy są ogromnie potrzebne, ale równie potrzebne jest rozmawianie z onymi i przekabacenie ich na naszą stronę. Odważymy się? Potrafimy?
W warstwie irracjonalnej - jak może być dobrze w państwie z takim hymnem? Jeśli nasze uczucia patriotyczne wyrażają się pieśnią przegrywów, co to wszyscy ich łupią, a oni tylko od czasu do czasu wychylają głowę z gówna i tylko w tym gównie się jednoczą, to jest to samosprawdzająca się przepowiednia. Hymny Czech, Niemiec, Rosji to przede wszystkim chwalenie swego kraju - nasz hymn to wyliczanka, kto nas rypał i jak się od tego rypania opędzaliśmy. I nie, nie jest tak, że to tylko tradycja i taka nam się pieśń ostała, bo jak się posłucha preambuły do konstytucji, to jest grana na tym samym jękliwym tonie.
Wnioski? Spróbować gadać z onymi, nie olać następnych wyborów i na wszelki wypadek mieć w głowie trasę do najbliższej granicy z UE.
W warstwie racjonalnej: było świetnie. Tłum, ale bardzo zdyscyplinowany tłum, impreza zamknęła się w przewidywanych godzinach 21-22, bez rozróby, bez wuwuzeli i prawie bez skandowania. Świetny moderujący. Zdyscyplinowane 3-minutowe wystąpienia - naprawdę szacunek, jak można ująć myśl w 5-7 zdaniach, zanim publiczność przestanie słuchać. Szczególne wyrazy uznania dla pana prawnika (nazwiska nie pamiętam), który wyjaśniał krótko co i jak: niech starsi opowiedzą młodym, jak to było, kiedy sędziowie byli zależni od partii rządzącej, a młodzi niech sobie wyobrażą, że ich sprawę w sądzie np. o streaming na YT rozpoznaje sędzia, którego wybór jest od takiej-ż partii zależny.
W głębszej warstwie racjonalnej: to była "moja sfera", to znaczy bynajmniej nie przekrój społeczeństwa. Poznać to właśnie po tym, że bez wuwuzeli i bez rozróby, że w zasięgu wzroku nikt nie był najebany jak kwadrat, nikt nie rozpychał się jak na Jasnej Górze i że jak trzeba było zaśpiewać hymn, to ludzie a) zaśpiewali, b) znali 4 zwrotki. Mam ogromny szacunek i podziw dla wszystkich, których tam spotkałam, ale równocześnie mam smutną świadomość, jak bardzo społeczeństwo jest podzielone na nas i onych. Marsze i łańcuchy są ogromnie potrzebne, ale równie potrzebne jest rozmawianie z onymi i przekabacenie ich na naszą stronę. Odważymy się? Potrafimy?
W warstwie irracjonalnej - jak może być dobrze w państwie z takim hymnem? Jeśli nasze uczucia patriotyczne wyrażają się pieśnią przegrywów, co to wszyscy ich łupią, a oni tylko od czasu do czasu wychylają głowę z gówna i tylko w tym gównie się jednoczą, to jest to samosprawdzająca się przepowiednia. Hymny Czech, Niemiec, Rosji to przede wszystkim chwalenie swego kraju - nasz hymn to wyliczanka, kto nas rypał i jak się od tego rypania opędzaliśmy. I nie, nie jest tak, że to tylko tradycja i taka nam się pieśń ostała, bo jak się posłucha preambuły do konstytucji, to jest grana na tym samym jękliwym tonie.
Wnioski? Spróbować gadać z onymi, nie olać następnych wyborów i na wszelki wypadek mieć w głowie trasę do najbliższej granicy z UE.
Thursday, 13 July 2017
Wanda. Nie czytać!
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4540880/wanda-opowiesc-o-sile-zycia-i-smierci-historia-wandy-rutkiewicz
Chujowa książka.
Owszem, pięknie wydana, starannie zebrane zdjęcia, relacje i komentarze mnóstwa ludzi. Owszem, wciągająca, czyta się na wdechu (choć wiadomo jak się skończy), bo podglądanie cudzego życia jest w ten czy inny sposób atrakcyjne, a słuchanie plotek - kuszące. Ale momentalnie przychodzi obrzydzenie. Spora część plotkujących nie szanuje niczego - ani siebie, ani Wandy, ani innych osób, ani tajemnicy lekarskiej, ani łóżkowej. Rozumiem potrzebę wygadania się u tych ludzi i potrzebę autorki, żeby na tym zarobić, też potrafię zrozumieć. Ale głupio mi, że za to kurestwo zapłaciłam.
W sferze faktów i oczywistych domysłów nie wnosi niczego, czego nie powiedziałaby znaczniej bardziej z klasą "Karawana do marzeń" (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/67508/karawana-do-marzen).
W sferze plotek mówi wiele o autorce i o ludziach, którzy zechcieli z nią rozmawiać - o Rutkiewiczowej niczego. Porównać to można chyba tylko z równie ładnie wydanym i równie plotkarskim "W stronę Pysznej" (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29983/w-strone-pysznej), gdzie autor niby mniej wykłada kawę na ławę, bo rozkręca historyjki w stylu "pozdro dla kumatych", a potem je zawiesza w próżni (z czego wychodzi głównie bełkot).
Chyba nie powinnam czytać biografii :)
Monday, 3 July 2017
Ryby, gady, wulgaryzmy
Kilka lat temu, siedzimy nad czekoladą z kilkuletnią córką2, a z kawiarni mamy świetny widok na akwarium z rekinem. W pewnym momencie czy to obsługa rzuciła rekinowi karmę, czy to jakaś inna ryba go trąciła - w każdym razie rekin zaczął się miotać.
- Patrz mama, rekin się wkuwił - stwierdza młoda.
- Aha - mówię - a jak byś powiedziała, gdyby tu była babcia?
- Że się zdenerwował - odpowiedziała po króciutkim namyśle.
Cięcie, mija lat kilka, przebieramy się z kilkuletnią córką4 w szatni po basenie.
- Ten ręcznik jest wykurwisty - stwierdza nieduża.
- Aha - mówię - a jak byś powiedziała, gdyby tu była babcia?
- Że jest genialny - odpowiedziała po króciutkim namyśle.
- Ożesz kurwa, mój ogon! - syknął boleśnie Uroboros.
- Patrz mama, rekin się wkuwił - stwierdza młoda.
- Aha - mówię - a jak byś powiedziała, gdyby tu była babcia?
- Że się zdenerwował - odpowiedziała po króciutkim namyśle.
Cięcie, mija lat kilka, przebieramy się z kilkuletnią córką4 w szatni po basenie.
- Ten ręcznik jest wykurwisty - stwierdza nieduża.
- Aha - mówię - a jak byś powiedziała, gdyby tu była babcia?
- Że jest genialny - odpowiedziała po króciutkim namyśle.
- Ożesz kurwa, mój ogon! - syknął boleśnie Uroboros.
Subscribe to:
Posts (Atom)