Jakoś na początku studiów spotykałam się z parę lat starszym chłopakiem. Grał thrash i charakteryzował się mrocznym poglądem na życie i świat ("życie to gówno"), pewnie dlatego, że mieszkał na najponurszym blokowisku Wrocławia, w ogromnym mieszkaniu, w którym ojciec - emerytowany milicjant - najczęściej dłubał coś przy boazerii w korytarzu, jeśli akurat nie byli z matką na działce. Po metrażu przemykał się też młodszonastoletni brat. Obrazu niech dopełni stojąca w pokoju mego chłopaka meblościanka, a na niej kryształy, które stać tam niestety musiały, ponieważ... no, był jakiś ponury powód rodzinny.
Zdarzyło się tak, że starzy na działce, młody z kolegą grają w gry czy też oglądają coś w telewizorze, a ja w pokoju z kryształami, razem z jego właścicielem. Godnym wzmianki rekwizytem tego popołudnia okazał się jednak nie żaden z kryształowych koszmarów (które ofiarnie i życzliwie chciałam parę razy wyjebać przez okno, ale pomysł nie spotkał się z uznaniem), a lekko używany egzemplarz "Paragrafu 22", który pożyczyłam właśnie od kolegi z roku (mieszkał nieopodal) i który - egzemplarz, nie kolega - tymczasem leżał spokojnie w mojej torebce.
I otóż w niezbyt odpowiednim momencie dotarło do nas, że młodszy brat woła starszego po imieniu - głośno i dość niecierpliwie. Był nauczony, że do zamkniętych drzwi się dobijać nie należy, niemniej jednak darł się tak, że facet wyszedł z łóżka, przyodział się nieco i poszedł na ratunek. Ja zostałam.
Zwiad wykazał, że przyczyna dramatycznego nawoływania była następująca: chłopcy zgłodnieli przy grze (filmie?), postanowili zrobić popkorn i zawołali starszego brata do sprawdzenia, czy już dobry. Zdaje się, że rozmowa braterska przebiegła dość żywiołowo. W każdym razie mój chłopak wrócił do pokoju, gdzie zastał mnie co prawda nadal nieubraną, za to dogłębnie zaczytaną w "Paragrafie" i machającą niecierpliwie ręką, że tak tak, zaraz, tylko doczytam do końca strony. Teraz myślę, że zachowałam się trochę nietaktownie.
No comments:
Post a Comment