Monday, 23 September 2019

Poza mapą

Wychowuję już nastolatki i jest mi z tym trudno. Nie dlatego, żebym uważała czas nastolatkowy za patologię, bo w końcu siedem miliardów ludzi musi przez niego przejść, tylko kompletnie nie mam wzorców. Mój wiek nastoletni to była totalna frustracja i zagubienie rodziców, których dorastające dziecko zaskoczyło jak zima drogowców - więc wszystko było na nie, zakazy, rozczarowanie, obrzydzenie i marudzenie. Było grane i bicie po pysku, i awantury na pół nocy, i podsłuchiwanie, i przeszukiwanie. No dobra: wiem, że tak nie wolno. W takim razie jak? Otóż nie mam pojęcia, bo wzorców brak, a wyczucia... też brak. Zabraniać wszystkiego nie ma sensu, marudzić i obrzydzać też nie, z kolei pozwalać na wszystko - ponoć niebezpiecznie. Wymyślam się jako mamę na nowo: za każdym nocnym powrotem z Wielkiego Wąchocka, chłopakiem, przełażeniem przez Bystrzycę, e-papierosem czy jazdą rowerem trzy wsie dalej. Z każdą szkolną aferą, nagłym spadkiem nastroju, żądaniem finansowym czy pyskówką między rodzeństwem.
Dobrze, że te dzieciaki mają ojca i że on się nie przejmuje.
A przy okazji: nie wiem, czy nie jest to ostatni wpis na tym blogu, bo dzieć2 jest bardzo na nie, odkąd wie, że o nich piszę. I to też muszę, cholera, jasna, przemyśleć.

Thursday, 12 September 2019

1. Odczłowieczyć 2. Zautomatyzować 3. Po co przepłacać?

Automatyczne kasy w Rossmannach i Decathlonach zastępują kasjerki.
Google Translate zastępuje tłumaczy.
Odkurzacz samojezdny zastępuje osoby sprzątające.
Automat telefoniczny albo chatbot zastępuje infolinię z żywymi serwisantami.
Co łączy wszystkie te rozwiązania? Kiedy można coś zautomatyzować, wyeliminować czynnik ludzki i przyoszczędzić, nie narażając się na oskarżenia o spadek jakości? Wtedy, kiedy ludzie i tak działają jak automaty; jeśli usługa została - może przypadkowo, może nie - odczłowieczona, to już tylko kwestia czasu i wstawienia automatu tańszego od człowieka.

Naszła mnie ta myśl niedawno na zakupach w miasteczkowej drogerii, przy rozmowie z panią Mają o farbach do włosów: "tu piszą, że na brązowych daje rudy połysk, ale klientki nie były zadowolone; radziłabym tamtą, kilka pań z ciemnymi włosami bardzo chwaliło". W przeciętnym Rossmannie nie ma co liczyć na taką poradę - ani od pani za kasą, ani rozkładającej towar. To nie ich wina: po prostu zakres obowiązków (i obłożenie pracą) nie pozostawia miejsca na indywidualne porady i, co ważniejsze, zbieranie feedbacku od klientów. Dlatego kasy automatyczne są raczej ułatwieniem - nie wciskają karty ani towarów w przecenie; na roboty samojezdne do zapełniania półek może jeszcze chwilę poczekamy.
Sprzątanie z kolei to taka usługa, w której wartością dodaną żywej osoby jest ocena co to znaczy brudno i jak ma być czysto; jeśli ktoś sprząta tzw. rynek pomieszczenia, zostawiając rozrzucone graty i okruchy pod meblami, to roomba potrafi to samo, a przy tym nie poci się, nie musi pić ani sikać i nie wyjeżdża na święta.
O infoliniach i serwisach telefonicznych, które jadą na skryptach, taniej sile roboczej i obstawieniu różnych stref czasowych, można by godzinami. W sumie chatbot okazuje się mniej irytujący, bo jedzie na tym samym skrypcie, a przynajmniej nie budzi złudnych nadziei, że porozmawiamy w końcu z kimś kompetentnym.

Co mają z tym wspólnego tłumacze? Obawiam się, że wszystko. Profesjonalny tłumacz znający swoją działkę i analizujący kontekst wciąż wygrywa z najlepszym Neural MT, ale nawet święty Hieronim nie wykazałby się profesjonalizmem na pociętych stringach o trudnej do odgadnięcia tematyce, posortowanych alfabetycznie albo dostarczanych w dziesięciu losowych paczkach. Dlatego profesjonalista nie przetłumaczy takiej sieczki lepiej niż Google, DeepL czy Yandex; zresztą najlepsi odmawiają tłumaczenia byle czego - a przecież w końcu to jakoś przetłumaczona zostanie...

Czego nie da się zautomatyzować? Jak na razie - pani Mai z drogerii (i jej mamy, pani Grażynki, w której warzywniaku można było skomponować cały obiad na gadanego - "i jeszcze koperek pani do tego weźmie"), praskich kelnerów, pilotów (przygody z Boeingiem 737 Max dowodzą, jak bardzo może zaboleć wiara, że automat wie lepiej). Mam cichą nadzieję, że lekarzy, muzyków, reżyserów i tancerzy.

Zamiast pointy:
Miał być z tego dłuższy tekst, ale muszę coś pilnie zautomatyzować.


Kredistsy:
Agenor Hofmann-Delbor - za polecenie "Years and Years" https://youtu.be/jaIQj76l_00
Agnieszka Bohosiewicz-Gabrowska - za wrzutki o bezmyślności informatyków
Anonimowi Tłumacze - za mroczne opowieści o prawdziwych projektach lokalizacyjnych
HRejterzy - za film o pomocy technicznej https://youtu.be/4V2C0X4qqLY
Pani Maja - za to, że udało się ciemnowłose dziecko zrobić na rudo bez tlenienia
Prawdziwi Programiści - za możliwość zajrzenia w źródła mroku
South Park - za gnomy gaciowe https://youtu.be/tO5sxLapAts
Tomasz Dubikowski - za film o zostawaniu robotem: https://youtu.be/kwZgmIVnUdo








Tuesday, 10 September 2019

Prosimy o wypewnienie wniosku

Pomysł na opowiadanie SF: 
Znany producent Neural MT robi od frontu dla korporacji i tłumaczy, a od tyłu dla hakerów i lewych firm z darknetu. Udaje mu się podkręcić płynność tekstu do takiego poziomu, że naprawdę trudno wyczuć produkt z maszyny. Co więcej - redukuje liczbę błędów merytorycznych, czyli: masowe redukcje tłumaczy, eksplozja phishingu.
Samotny koder-wojownik, geniusz sieci neuronowych i lingwistyki w rurkach i za dużym t-shircie, cichcem robi risercz: zbiera słownik fraz, które brzmią podejrzanie dla 90% gospodyń domowych, i wkręca je w output. (Frazy, nie gospodynie). Ratuje prostych ludzi przed oszukańczym spamem i zarazem wygrywa konkurs na  implementację forced glossary. Kiedy odbiera nagrodę, asasyni najęci przez pracodawcę już czekają, wmieszani w tłum nerdów na konferencji naukowej.
Pewnie by go zabili, ale upadek meteorytu niszczy i konferencję, i centrum przetwarzania danych.
Powstała fala tsunami gasi pożar Puszczy Amazońskiej.
HT: Arletta Deniusz-Janik :)

Monday, 9 September 2019

Widmowi cykliści

Taka sytuacja, że szykujesz się do spania w aucie pośrodku pola. Auto jest duże - po wyjęciu czterech foteli robi się z niego fajna sypialnia - pole też spore, dalej las, bliżej taki mały lasek ze starożytnym cmentarzyskiem, a całkiem blisko zakaz ruchu (nie dotyczy pieszych i rowerów), bo rezerwat. 20 minut spacerkiem jest do wieży obserwacyjnej nad stawem, gdzie o zachodzie słońca udało ci się zobaczyć, jak tysiąc albo i więcej żurawi zlatuje się na nocleg. Rano zamierzasz znów tam pójść i popatrzeć, jak się roz...fruwają na pola żreć, srać i pomalutku chodzić (to ostatnie dosłownie - żurawie to w ostatnich 20 latach "gatunek zwycięski", m.in. dzięki temu, że przestały się bać ludzi; napotkana na polu czwórka ptaszydeł oddaliła się spacerkiem, nie od razu uznając mnie za przeciwnika godnego odfrunięcia).
Tymczasem jest już ciemno. Z dalszego lasu słychać imponujące rykowisko jeleni, z bliższego na szczęście nie słychać nic. Na chwilę przyjechali jacyś ludzie popodsłuchiwać jelenie, ale nocować tu nie zamierzali. Rozpinasz już śpiworek, kiedy od strony drogi asfaltowej zbliżają się światła. Pewnie jeszcze ktoś na te jelenie albo żurawie -- tylko czemu nic nie słychać? Światła są coraz bliżej, uchylasz okno, cisza absolutna... w tej ciszy mija cię piątka czy szóstka rowerzystów z ledowymi lampkami i takimiż czołówkami, z sakwami przy rowerach. Uff, czyli robią mniej więcej to co ty, tylko jadą spać gdzieś indziej.
Cięcie. Szarówka, przed szóstą rano. Sennie drepczesz w stronę wieży z lornetką obijającą się o klatkę i termosem w plecaku. Przez narastający hałas (żurawie albowiem ciche nie są) powoli przesącza się myśl: skoro rowerzyści nie wrócili, to gdzie w zasadzie nocowali? Droga kończy się przy wieży. Są jeszcze jakieś niewyraźne dróżki polne dalej, ale sakwy mieli za małe na wożenie namiotów, więc...?
No tak. Wchodzisz do wieży - dolny poziom zastawiony rowerami (na jednym wiszą wściekle zielone skarpety), górny (ten lepszy do obserwacji) wypełniony szczelnie cyklistami na karimatach i w hamakach. Przez chwilę rozważasz radosne "WSTAJEMY, WSTAJEMY, WSTAJEMY!" głosem Króla Juliana, potem jednak schodzisz na dół, przestawiasz rowery, wyciągasz lornetkę i termos i organizujesz sobie punkt widokowo-śniadaniowy.
...Ale jak oni dali radę tak chrapać w żurawiowym wrzasku, to dla mnie zagadka :)

Sunday, 1 September 2019

Pogrzeb chomika

"Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie
a kółko szczęśliwości niech jej się kręci
na wieki wieków, amen!"
Formuła nie moja, ale uwieczniam, bo ładna.
A chomik miał półtora roku i umarł ze starości chyba, ale i tak żal.