Automatyczne kasy w Rossmannach i Decathlonach zastępują kasjerki.
Google Translate zastępuje tłumaczy.
Odkurzacz samojezdny zastępuje osoby sprzątające.
Automat telefoniczny albo chatbot zastępuje infolinię z żywymi serwisantami.
Co łączy wszystkie te rozwiązania? Kiedy można coś zautomatyzować, wyeliminować czynnik ludzki i przyoszczędzić, nie narażając się na oskarżenia o spadek jakości? Wtedy, kiedy ludzie i tak działają jak automaty; jeśli usługa została - może przypadkowo, może nie - odczłowieczona, to już tylko kwestia czasu i wstawienia automatu tańszego od człowieka.
Naszła mnie ta myśl niedawno na zakupach w miasteczkowej drogerii, przy rozmowie z panią Mają o farbach do włosów: "tu piszą, że na brązowych daje rudy połysk, ale klientki nie były zadowolone; radziłabym tamtą, kilka pań z ciemnymi włosami bardzo chwaliło". W przeciętnym Rossmannie nie ma co liczyć na taką poradę - ani od pani za kasą, ani rozkładającej towar. To nie ich wina: po prostu zakres obowiązków (i obłożenie pracą) nie pozostawia miejsca na indywidualne porady i, co ważniejsze, zbieranie feedbacku od klientów. Dlatego kasy automatyczne są raczej ułatwieniem - nie wciskają karty ani towarów w przecenie; na roboty samojezdne do zapełniania półek może jeszcze chwilę poczekamy.
Sprzątanie z kolei to taka usługa, w której wartością dodaną żywej osoby jest ocena co to znaczy brudno i jak ma być czysto; jeśli ktoś sprząta tzw. rynek pomieszczenia, zostawiając rozrzucone graty i okruchy pod meblami, to roomba potrafi to samo, a przy tym nie poci się, nie musi pić ani sikać i nie wyjeżdża na święta.
O infoliniach i serwisach telefonicznych, które jadą na skryptach, taniej sile roboczej i obstawieniu różnych stref czasowych, można by godzinami. W sumie chatbot okazuje się mniej irytujący, bo jedzie na tym samym skrypcie, a przynajmniej nie budzi złudnych nadziei, że porozmawiamy w końcu z kimś kompetentnym.
Co mają z tym wspólnego tłumacze? Obawiam się, że wszystko. Profesjonalny tłumacz znający swoją działkę i analizujący kontekst
wciąż wygrywa z najlepszym Neural MT, ale nawet święty Hieronim nie wykazałby się profesjonalizmem na pociętych stringach o trudnej do odgadnięcia tematyce,
posortowanych alfabetycznie albo dostarczanych w dziesięciu losowych paczkach. Dlatego profesjonalista nie przetłumaczy takiej sieczki lepiej niż Google, DeepL czy
Yandex; zresztą najlepsi odmawiają tłumaczenia byle czego - a przecież w końcu to jakoś przetłumaczona zostanie...
Czego nie da się zautomatyzować? Jak na razie - pani Mai z drogerii (i jej mamy, pani Grażynki, w której warzywniaku można było skomponować cały obiad na gadanego - "i jeszcze koperek pani do tego weźmie"), praskich kelnerów, pilotów (przygody z Boeingiem 737 Max dowodzą, jak bardzo może zaboleć wiara, że automat wie lepiej). Mam cichą nadzieję, że lekarzy, muzyków, reżyserów i tancerzy.
Zamiast pointy:
Miał być z tego dłuższy tekst, ale muszę coś pilnie zautomatyzować.
Kredistsy:
Agenor Hofmann-Delbor - za polecenie "Years and Years" https://youtu.be/jaIQj76l_00
Agnieszka Bohosiewicz-Gabrowska - za wrzutki o bezmyślności informatyków
Anonimowi Tłumacze - za mroczne opowieści o prawdziwych projektach lokalizacyjnych
HRejterzy - za film o pomocy technicznej https://youtu.be/4V2C0X4qqLY
Pani Maja - za to, że udało się ciemnowłose dziecko zrobić na rudo bez tlenienia
Prawdziwi Programiści - za możliwość zajrzenia w źródła mroku
South Park - za gnomy gaciowe https://youtu.be/tO5sxLapAts
Tomasz Dubikowski - za film o zostawaniu robotem: https://youtu.be/kwZgmIVnUdo
No comments:
Post a Comment