Wychowuję już nastolatki i jest mi z tym trudno. Nie dlatego, żebym uważała czas nastolatkowy za patologię, bo w końcu siedem miliardów ludzi musi przez niego przejść, tylko kompletnie nie mam wzorców. Mój wiek nastoletni to była totalna frustracja i zagubienie rodziców, których dorastające dziecko zaskoczyło jak zima drogowców - więc wszystko było na nie, zakazy, rozczarowanie, obrzydzenie i marudzenie. Było grane i bicie po pysku, i awantury na pół nocy, i podsłuchiwanie, i przeszukiwanie. No dobra: wiem, że tak nie wolno. W takim razie jak? Otóż nie mam pojęcia, bo wzorców brak, a wyczucia... też brak. Zabraniać wszystkiego nie ma sensu, marudzić i obrzydzać też nie, z kolei pozwalać na wszystko - ponoć niebezpiecznie. Wymyślam się jako mamę na nowo: za każdym nocnym powrotem z Wielkiego Wąchocka, chłopakiem, przełażeniem przez Bystrzycę, e-papierosem czy jazdą rowerem trzy wsie dalej. Z każdą szkolną aferą, nagłym spadkiem nastroju, żądaniem finansowym czy pyskówką między rodzeństwem.
Dobrze, że te dzieciaki mają ojca i że on się nie przejmuje.
A przy okazji: nie wiem, czy nie jest to ostatni wpis na tym blogu, bo dzieć2 jest bardzo na nie, odkąd wie, że o nich piszę. I to też muszę, cholera, jasna, przemyśleć.
Co do zarzutów dziecia2 - anonimizacja lub pseudominizacja powinny wystarczyć!
ReplyDeletePrzecież anonimizuję :)
DeleteNo to niech spada na drzewo.
DeleteDostała całość do przeczytania.
DeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDelete