Był gdzieś taki artykuł, w którym mądry człowiek komentował gwałty na amerykańskich uczelniach w takim oto duchu: jeśli chłopak jest wychowany po purytańsku, czyli seks bez ślubu źle, onanizm źle i w ogóle TE RZECZY źle, to - zwłaszcza jeśli nie jest jednostką szczególnie myślącą i moralnie wrażliwą - znajduje się poza obszarem dozwolonym i wtedy, kiedy zabawią się z koleżanką po butelce wina za obopólną zgodą, i wtedy, kiedy spije tę koleżankę do nieprzytomności, nieprzytomną wydyma za śmietnikiem i tam zostawi. W końcu to grzech i tamto też grzech, więc co za różnica? Porusza się poza granicami dozwolonego świata, a tam nie ma już zasad - tam są potwory.
Dokładnie tak samo działa rodzima katolicka i do trzech pokoleń postkatolicka "moralność" roztrząsająca seks jak stęchłą pościel: gąszcz zakazów czego komu w co nie wkładać - przed małżeństwem, w trakcie czy obok - w którym brak miejsca na takie drobiazgi jak krzywda czy, bo ja wiem, zdrowie. Nie szczepimy się na HPV ani nie nosimy gumek przy sobie, bo przecież TO SIĘ NIE ZDARZY. Ponieważ jednak się zdarza, to dzieją się niepotrzebne choroby i jeszcze mniej potrzebne ciąże, gwałty, wymuszenia i wszelka inna krzywda w obie strony - jak to w krainie potworów.
Powie ktoś, że przynajmniej ten owoc zakazany smakuje jak żaden i że nie ma to jak dreszcz emocji na zakazanym terenie. No nie wiem. Kawałek życia mam za sobą i stwierdzam z żalem, że "urwani z uwięzi" potrafią się głównie jarać tym urwaniem właśnie, zaliczyć krótki lot gotowy i wrócić pokutować - na nijakie finezje nie ma co liczyć, bo finezje karmią się czasem i wyobraźnią, a nie perspektywą klęczenia na grochu.
No comments:
Post a Comment