Nie ma to jak komentować nowe miejsce po jednym dniu, a więc skomentuję.
Wlazłam otóż w tej Brukseli w rejon, gdzie knajpki pachniały nader
zachęcająco, ale do żadnej nie odważyłam się wejść, bo były szczelnie
wypełnione facetami w typie arabskim. Nikt mnie nie zaczepiał, nikt mnie
też nie odpychał, po prostu aura była tak nieprzyjazna pojedynczej
niewieście, jak rok temu w pubie w gorszej dzielnicy Dublina (gdzie po
otwarciu drzwi odbiłam się od kamiennego wzroku rzędu dziadków za barem)
czy jak w wielu góralskich/wiejskich/podmiejskich piwiarniach w Polsce
przez całe moje życie. No więc ja to szanuję i nie pcham się na siłę do
boys clubów. O, albo czasem się takie męskie kółko tworzy na całkiem
nobliwej imprezie i wtedy też nie.
A jak znalazłam fajne miejsce na kolację? Normalnie, zaraz za drzwiami stał wózek dziecinny
No comments:
Post a Comment