Rzecz będzie o romantyzowaniu podległości, o czym wcześniej pisałam na przykładzie księżniczek i białych koni. Tym razem bez metafor.
Trzyma się nas jeszcze mocno XIX-wieczna legenda, według której miejsce niewiasty jest w domu, przy dzieciach i kuchni, a rolą mężczyzny jest na ten dom, dzieci i wsad do garnków zarobić. O ile tezy o nieprzydatności kobiet na rynku pracy stawiają już tylko najbardziej zabetonowani dziadersi w duecie z najsmutniejszymi piwniczakami, o tyle bajka "on się mną zajmie" wciąż jeszcze pałęta się po kobiecych główkach.
W tej bajce niewiasta nie musi się kłopotać nauką, zdobywaniem zawodu, znalezieniem i utrzymaniem jak najlepszego stanowiska, wytargowaniem dobrej wypłaty. Niewieście jest ciepło i bezpiecznie w kręgu domowego ogniska; mężczyzna bierze na siebie trudy i brudy zewnętrznego świata, w zamian za co ma podany z uśmiechem dobry obiad na stole, czystą koszulę na krześle na rano, zadbane dziateczki i kwitnącą małżonkę, co cieszy jego oko i nie tylko. Małżonka oczywiście uznaje jego władzę mężowską, bo skoro on zdobywa środki, to musi mieć głos decydujący w sprawie tychże środków wydawania. Zresztą ona, pozostając w kręgu domowym, słabiej orientuje się w kredytach, lokatach, inwestycjach i innych trudnych, niekobiecych sprawach.
Długo tak mogę pierdolić.
Tylko przez ile lat dzieci faktycznie potrzebują matki na 100% i ile tych dzieci miewamy? Ile godzin dziennie można gotować obiad, prasować koszule i ścierać kurze w jednym mieszkaniu czy nawet domu? Ilu mężczyzn faktycznie chce brać na siebie ryzyko finansowe całej rodziny? Oraz nawet zakładając miłość, wierność i uczciwość małżeńską (czymkolwiek ona jest) aż po grób - komu tak naprawdę chce się utrzymywać do końca życia babinę, która dzieci dawno odchowała, a innych zajęć się nie ima, bo to przecież nie dla niej? A nawet jak pan mąż chciałby utrzymywać, to co jeśli wtem nie może, bo choroba czy redukcja, a w domu - zamiast odpoczynku wojownika - siedzi bluszczojemioła?
I tu się robi mniej romantycznie, bo taka baba domowa ma na rynku pracy start z pozycji 0 albo i -5, skoro przez lata "od pieca do proga" nabrała przekonania, że do niczego innego się nie nadaje, i nie ma choćby tupetu 19-latki bez zawodu, która byłaby gotowa nauczyć się wszystkiego. Pisma kobiece są pełne budujących opowieści, jak po rozwodzie czy owdowieniu niewiasty ogromnym wysiłkiem stają na nogi, odpasują fartuch i idą zdobywać świat. Prawdę rzekłszy - przy współczesnych realiach dzietności i rynku pracy wygląda to na heroiczne rozwiązywanie problemu, który się samej 20 lat wcześniej wygenerowało.
To może już zmieńmy kanon bajek?