Wednesday, 25 December 2024
Starość nie zawsze jest mądra
Dziwne uczucie
Dziwne uczucie, kiedy w Wigilię koło 15-tej barszcz ugotowany i nawet partia próbna zjedzona, śledzik tak samo, kompot dochodzi, ryby zasolone czekają w lodówce na smażenie (tak, jest mąka, jest bułka, jest cytryna), chleb gotowy (biały i czarny - do wyboru), makowiec stygnie, sernik - och, och, och - baskijski chłodzi się od wczoraj, choinka ubrana od przedwczoraj, prezenty już pod nią leżą całkiem jawnie, dwa elegancko ubrane dziecka kłócą się niekrytycznie przy dekorowaniu stołu, trzecie kończy makijaż i wieszanie ostatniego prania, a czwarte wkrótce przyjedzie z babcią, dziadkiem i pierożkami do barszczu, które pomagało lepić. Coś tam jeszcze podmiatasz i przestawiasz, ale masz też czas się ubrać i umalować, posłuchać kolęd i w przerwie Smoka Wawelskiego wygrzebanego nostalgicznie przez pierworodną (tej wersji Kasdepkego czytanej przez Manna, przez którą od kilkunastu lat do rodzinnych powiedzonek należy "Królu! Mam pomysł!!!"). Wszyscy patrzą na siebie tak trochę zaskoczeni brakiem pośpiechu, popłochu i paniki, a trochę przejęci wspólną zajebistością.
Gdzieś z tyłu głowy "chwilo trwaj - będziesz krótka", bo wiesz, że następne święta mogą już wyglądać całkiem inaczej.
Monday, 16 December 2024
Bez metafor
Rzecz będzie o romantyzowaniu podległości, o czym wcześniej pisałam na przykładzie księżniczek i białych koni. Tym razem bez metafor.
Trzyma się nas jeszcze mocno XIX-wieczna legenda, według której miejsce niewiasty jest w domu, przy dzieciach i kuchni, a rolą mężczyzny jest na ten dom, dzieci i wsad do garnków zarobić. O ile tezy o nieprzydatności kobiet na rynku pracy stawiają już tylko najbardziej zabetonowani dziadersi w duecie z najsmutniejszymi piwniczakami, o tyle bajka "on się mną zajmie" wciąż jeszcze pałęta się po kobiecych główkach.
W tej bajce niewiasta nie musi się kłopotać nauką, zdobywaniem zawodu, znalezieniem i utrzymaniem jak najlepszego stanowiska, wytargowaniem dobrej wypłaty. Niewieście jest ciepło i bezpiecznie w kręgu domowego ogniska; mężczyzna bierze na siebie trudy i brudy zewnętrznego świata, w zamian za co ma podany z uśmiechem dobry obiad na stole, czystą koszulę na krześle na rano, zadbane dziateczki i kwitnącą małżonkę, co cieszy jego oko i nie tylko. Małżonka oczywiście uznaje jego władzę mężowską, bo skoro on zdobywa środki, to musi mieć głos decydujący w sprawie tychże środków wydawania. Zresztą ona, pozostając w kręgu domowym, słabiej orientuje się w kredytach, lokatach, inwestycjach i innych trudnych, niekobiecych sprawach.
Długo tak mogę pierdolić.
Tylko przez ile lat dzieci faktycznie potrzebują matki na 100% i ile tych dzieci miewamy? Ile godzin dziennie można gotować obiad, prasować koszule i ścierać kurze w jednym mieszkaniu czy nawet domu? Ilu mężczyzn faktycznie chce brać na siebie ryzyko finansowe całej rodziny? Oraz nawet zakładając miłość, wierność i uczciwość małżeńską (czymkolwiek ona jest) aż po grób - komu tak naprawdę chce się utrzymywać do końca życia babinę, która dzieci dawno odchowała, a innych zajęć się nie ima, bo to przecież nie dla niej? A nawet jak pan mąż chciałby utrzymywać, to co jeśli wtem nie może, bo choroba czy redukcja, a w domu - zamiast odpoczynku wojownika - siedzi bluszczojemioła?
I tu się robi mniej romantycznie, bo taka baba domowa ma na rynku pracy start z pozycji 0 albo i -5, skoro przez lata "od pieca do proga" nabrała przekonania, że do niczego innego się nie nadaje, i nie ma choćby tupetu 19-latki bez zawodu, która byłaby gotowa nauczyć się wszystkiego. Pisma kobiece są pełne budujących opowieści, jak po rozwodzie czy owdowieniu niewiasty ogromnym wysiłkiem stają na nogi, odpasują fartuch i idą zdobywać świat. Prawdę rzekłszy - przy współczesnych realiach dzietności i rynku pracy wygląda to na heroiczne rozwiązywanie problemu, który się samej 20 lat wcześniej wygenerowało.
To może już zmieńmy kanon bajek?
Ten uśmiech
Nie wiem czy to normalne, ale mam w życiu taki czas, kiedy sporo pieniędzy wpada i równie sporo wypada. Tu pensja, tam dorastające dzieci i życie na 3 domy. Tu dochody z najmu, tam spłacanie kredytu we franciszkach. Tu faktura za szkolenie, tam wyjazd w góry. Jak od czasu do czasu zrobi się w tym dziura, to od razu ma cztery cyfry i przez parę dni jest ... dziwnie.
Jednego z takich dni musiałam poprosić Księcia Pana o 200 zł w gotówce dla pani, która u nas sprząta, bo literalnie nie miałam tyle na koncie, z którego mogłabym wypłacić w bankomacie. Książę Pan akurat wypłacał na inny większy wydatek gotówkowy (nie pamiętam, może wymianę opon) i miał banknoty w szufladzie. Przyszłam, poprosiłam grzecznie o te 200 zł. Usłyszałam "Nooo, tak myślałem, że będziesz potrzebować", po czym - nieśpiesznie - wyjął dwa banknoty z szuflady i podał mi z uśmiechem. Takim... trochę pobłażliwym. Zupełnie, ale to zupełnie nieszkodliwym w sytuacji, kiedy za 3 dni wypłata, konto się zasili, 200 zł się do szuflady odda, a jak Księciu Panu zabraknie, to się mu oczywiście nie odmówi stosownej kwoty.
Ale.
Gdzie byłabym, gdyby nie ta pensja, najem i faktury? Kim byłby, gdybym prosiła codziennie o każdą kwotę na cokolwiek? Co mogłoby wyleźć z naprawdę przyzwoitego faceta, gdyby miał władzę absolutną? Czy uśmiech z pobłażliwego zrobiłby się lekceważący, a potem dalej? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Drugą linię rozgrywek finansowych mam z ojcem. Jako sprawny i dobrze zorganizowany starszy pan z niemałą emeryturą udziela mi czasem pożyczek na kilka dni lub tygodni. Chwała mu za to, tylko każda pożyczka jest ubarwiona TYM uśmiechem i uwagą w rodzaju "...ale nie głodujecie tam?". Które to uwagi można mieć kompletnie w gdziesiu, kiedy się wie - i wie się, że on też wie - że bez pożyczki nikt by tu nie głodował, po prostu jakaś kurtka byłaby kupiona o tydzień później. I nie muszę dywagować, jak traktowałby mnie ojciec, gdybym faktycznie była finansowo zależna od niego, bo to przerabiałam w młodości i wiem.
Tak że żadne cnoty niewieście, żadna chwała macierzyństwa, żadna ugotowana zupa, uprana koszula ani wyszorowana na błysk podłoga nie zapewnia tyle szacunku u dziadów, co stan konta.
Monday, 9 December 2024
No weź
Nowy Wiedźmin bardzo dobry: klasa bardziej opowiadań (które uwielbiam) niż sagi (którą przeczytałam i wystarczy). Pomysł na - tyle mogę zaspoilować, bo pewnie już wszędzie czytaliście - młodego Geralta świetny, postać spójnie poprowadzona. Inne postacie też bardzo, bardzo. Poziom fanserwisu akceptowalny - nawiązania do tego, co już znamy, raczej uzasadnione (w zasadzie to uzasadniające, na przykład Geralt tak się starał przy strzydze w Wyzimie, ponieważ za młodu... itd.) niż autoplagiatowe (nie powiem, kogo mi młody Geralt przypomina, wspomnę tylko o chwiejnej równowadze między przypadkowym wkurwianiem a niezamierzonym zjednywaniem sobie ludzi). Wątek fechtunkowy kojarzy się nieuchronnie z jednym takim Revertem, ale muszę sprawdzić - może kryje się w tym jakaś powszechna floreciarska legenda, tylko ja się nie znam.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5168033/rozdroze-krukow
A że i tak wolę trylogię husycką? No co zrobić.
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=12382
Sunday, 1 December 2024
Chujowe cytryny
"Biedne istoty" i "Kochanicę króla" obejrzałam w niewielkim odstępie i bardzo mi się te filmy zgrały. Choć fantastyczna barwność Lantimosa różni się mocno od historycznej opowieści Maïwenn, to bohaterki łączy - jak to nazwać, ratunku, panie Boy? - pogodna niemoralność. Dla Belli seks to zabawa, przejściowy sposób zarobkowania i eksploracja, dla Jeanne - zabawa, zarobek i budowanie pozycji w społeczeństwie. Potem Jeanne znajduje miłość, a Bella siebie, ale ja nie o tym. Żadna z nich nie jest grzesznicą, którą w końcu spotyka zasłużona kara. Żadna nie jest ofiarą, która marzy o uwolnieniu z opresji. Postacie łączy to, że wyciągają ile mogą z sytuacji, w której się znalazły, a ta sytuacja...
Ano właśnie.
Świat - poza domem-laboratorium Godwyna, gdzie została powołana do życia - miał Belli do zaoferowania głównie fiuta. Nie tylko w osobie kochanka czy klientów domu publicznego, ale też miłego narzeczonego (który oświadczył się chyba głównie po to, żeby Bellę legalnie posuwać, bo o więzi na tamtym etapie jej rozwoju trudno by mówić) czy prawowitego małżonka (który zrobił drugie podejście do rozmnażania, skoro tak sobie zaplanował, a niechęć żony była tylko przeszkodą do usunięcia). Świat nie proponował gry w szachy, ujeżdżania koni ani nauki kroju i szycia - świat chciał wyruchać. Bella wzięła ten świat za to, co jej podsunął.
Świat miał do zaproponowania biednej, ładnej Jeanne mniej więcej to samo. W pracy służącej czy guwernantki było tylko kwestią czasu, czy zechce ją zerżnąć pan, czy panicz (lub dwóch), a jej wybór to rżnięcie dobrowolne, możliwie mało obrzydliwe i najlepiej z kimś, kto pomógł jej wspinać się po społecznej drabinie. Świat nie oferował nauki ani bezpiecznej pracy, co więcej, osobę z jej pochodzeniem zostawiał dożywotnio w roli potencjalnej ofiary, z którą fiut stojący (pun intended) nieco wyżej w hierarchii mógł zrobić co chciał. Jeanne poszła ścieżką, na której to ona mogła chcieć - może nie wszystko, ale sporo.
Bez morału.
Starzy ludzie
Była taka sytuacja wakacyjna, że przy śniadaniu w pensjonacie znajomi zmawiali się na podjechanie autem do Janowa i wycieczkę na Śnieżnik, dzieciarnia miała iść wprost z pensjonatu do czeskiego schroniska, a ja się wahałam, do której grupy dołączyć. I kiedy pierworodna zapytała w końcu, co planuję, to powiedziałam, że chyba pojadę na Śnieżnik ze starymi ludźmi. Co usłyszawszy, znajoma nieco uniosła brwi i zapytała, gdzie ci starzy ludzie, to może też by ich zabrała.
Ostatecznie poszłam jednak tam gdzie dzieciaki, choć trochę inną trasą. Dotarłyśmy z pierworodną do schroniska, a tam spotkała mnie instant karma.
Kończyłyśmy otóż jedzenie, kiedy dotarła zasadnicza grupa, a w niej dwie młodsze, spragnione smażonego sera i kofoli. Poszłam do bufetu zamówić - w schronisku jest taki system, że podaje się numer stolika - a potem, jako że byłam już po jedzeniu, siadłam gdzieś indziej. Niezadługo do stolika przyszła kelnerka z dwoma talerzami i zapytała dla kogo; dzieciaki się zgłosiły, a kelnerka na to niepewnie: ...ale to taka starsza pani zamawiała?
Pierworodna to potem opowiedziała w pensjonacie starym ludziom, żeby się poczuli należycie pomszczeni.