"Biedne istoty" i "Kochanicę króla" obejrzałam w niewielkim odstępie i bardzo mi się te filmy zgrały. Choć fantastyczna barwność Lantimosa różni się mocno od historycznej opowieści Maïwenn, to bohaterki łączy - jak to nazwać, ratunku, panie Boy? - pogodna niemoralność. Dla Belli seks to zabawa, przejściowy sposób zarobkowania i eksploracja, dla Jeanne - zabawa, zarobek i budowanie pozycji w społeczeństwie. Potem Jeanne znajduje miłość, a Bella siebie, ale ja nie o tym. Żadna z nich nie jest grzesznicą, którą w końcu spotyka zasłużona kara. Żadna nie jest ofiarą, która marzy o uwolnieniu z opresji. Postacie łączy to, że wyciągają ile mogą z sytuacji, w której się znalazły, a ta sytuacja...
Ano właśnie.
Świat - poza domem-laboratorium Godwyna, gdzie została powołana do życia - miał Belli do zaoferowania głównie fiuta. Nie tylko w osobie kochanka czy klientów domu publicznego, ale też miłego narzeczonego (który oświadczył się chyba głównie po to, żeby Bellę legalnie posuwać, bo o więzi na tamtym etapie jej rozwoju trudno by mówić) czy prawowitego małżonka (który zrobił drugie podejście do rozmnażania, skoro tak sobie zaplanował, a niechęć żony była tylko przeszkodą do usunięcia). Świat nie proponował gry w szachy, ujeżdżania koni ani nauki kroju i szycia - świat chciał wyruchać. Bella wzięła ten świat za to, co jej podsunął.
Świat miał do zaproponowania biednej, ładnej Jeanne mniej więcej to samo. W pracy służącej czy guwernantki było tylko kwestią czasu, czy zechce ją zerżnąć pan, czy panicz (lub dwóch), a jej wybór to rżnięcie dobrowolne, możliwie mało obrzydliwe i najlepiej z kimś, kto pomógł jej wspinać się po społecznej drabinie. Świat nie oferował nauki ani bezpiecznej pracy, co więcej, osobę z jej pochodzeniem zostawiał dożywotnio w roli potencjalnej ofiary, z którą fiut stojący (pun intended) nieco wyżej w hierarchii mógł zrobić co chciał. Jeanne poszła ścieżką, na której to ona mogła chcieć - może nie wszystko, ale sporo.
Bez morału.
No comments:
Post a Comment