Była taka sytuacja wakacyjna, że przy śniadaniu w pensjonacie znajomi zmawiali się na podjechanie autem do Janowa i wycieczkę na Śnieżnik, dzieciarnia miała iść wprost z pensjonatu do czeskiego schroniska, a ja się wahałam, do której grupy dołączyć. I kiedy pierworodna zapytała w końcu, co planuję, to powiedziałam, że chyba pojadę na Śnieżnik ze starymi ludźmi. Co usłyszawszy, znajoma nieco uniosła brwi i zapytała, gdzie ci starzy ludzie, to może też by ich zabrała.
Ostatecznie poszłam jednak tam gdzie dzieciaki, choć trochę inną trasą. Dotarłyśmy z pierworodną do schroniska, a tam spotkała mnie instant karma.
Kończyłyśmy otóż jedzenie, kiedy dotarła zasadnicza grupa, a w niej dwie młodsze, spragnione smażonego sera i kofoli. Poszłam do bufetu zamówić - w schronisku jest taki system, że podaje się numer stolika - a potem, jako że byłam już po jedzeniu, siadłam gdzieś indziej. Niezadługo do stolika przyszła kelnerka z dwoma talerzami i zapytała dla kogo; dzieciaki się zgłosiły, a kelnerka na to niepewnie: ...ale to taka starsza pani zamawiała?
Pierworodna to potem opowiedziała w pensjonacie starym ludziom, żeby się poczuli należycie pomszczeni.
No comments:
Post a Comment