Franka to w zasadzie moja cioteczna babka, czyli starsza siostra matki mojej matki, najstarsza z bodajże dziesięciorga rodzeństwa w chłopskiej rodzinie spod Lwowa. W okolicy I wojny, jako 16- czy 18-latka z wykształceniem zapewne podstawowym, wyjechała do USA do swego ojca, czyli mego pradziadka, który zarabiał tam na dokupienie pola. On zarobił i wrócił, ona została - już bez opieki ojca czy brata (bracia byli chyba za mali na wyjazd), nie przy mężu, nie w burdelu, nie w zakonie. Została, bo pracowała. Owszem, później wyszła w tej Ameryce za mąż za Rosjanina, który niestety umarł, a drugi raz za Polaka (tego co na nagrobku). Dzieci nie było, zdaje się z powodów medycznych. Z wujkiem-dziadkiem Cześkiem wrócili do Polski dopiero na starość.
Przez
całe amerykańskie życie ciotka Franka zarabiała - jakoś prosto, raczej
rękami czy głową, ale na tyle przyzwoicie, że starczało na życie, na
"bjuti palej" (jak to ponoć nazywał Czesiek) i na wysyłanie dolarów do
Polski. Nie znam dokładnej listy tego, co moja rodzina zyskała na jej
przesyłkach. Na pewno Frankowe "dulary" częściowo przyłożyły się do
tego, że moich rodziców było stać na zakup szeregówki, w której się
wychowałam. Na pewno jakiś ich odprysk był też na koncie dolarowym mojej
matki, które pozwoliła mi wyczyścić, kiedy remontowałam własny dom. Ale
poza czysto materialnym wkładem było coś jeszcze: postawa, że warto
pracować, zarabiać, gromadzić - również po to, żeby dzielić się z
innymi. Postawa przeniesiona (bo nie odziedziczona, z przyczyn jak
wyżej) - co ważne - przez kobiety w mojej rodzinie. Myślę, że awans
społeczny ciotki Franki z dziewczyny ze wsi na samodzielną pracownicę
miał na przykład pewien wpływ na to, że córki jej siostry (moja matka i
ciotka) skończyły studia i poszły pracować w wyuczonych zawodach, które
wybrały w sposób pragmatyczny, a nie romantyczny. Taka prosta prawda, że
kobieta idzie do pracy, żeby mieć swoje pieniądze, to już dla mnie była
sprawa oczywista.
No więc jak patrzę na zdjęcia Franki, wcale nie babochłopa z wąsem, tylko ładnej, eleganckiej niewiasty, to myślę, że kobiecie naprawdę wystarczą prawa człowieka i od tego punktu dajemy już sobie radę.
(No dobrze, przydaje się też rodzina, która nie połamie człowiekowi w dzieciństwie skrzydeł ani kręgosłupa, ale to zupełnie oddzielny wątek i wcale nie tylko kobiecy.)
No więc jak patrzę na zdjęcia Franki, wcale nie babochłopa z wąsem, tylko ładnej, eleganckiej niewiasty, to myślę, że kobiecie naprawdę wystarczą prawa człowieka i od tego punktu dajemy już sobie radę.
(No dobrze, przydaje się też rodzina, która nie połamie człowiekowi w dzieciństwie skrzydeł ani kręgosłupa, ale to zupełnie oddzielny wątek i wcale nie tylko kobiecy.)
No comments:
Post a Comment